Dr inż. Jan Pająk - notka autobiograficzna
(wielojęzycznie, np. po angielsku For English version click on this flag, polsku Dla polskiej wersji kliknij na ta flage, itp.)
Uaktualizowano:
25 marca 2008


Kliknij "X" lub "No" jeśli sabotażująca plansza rzekomych błędów usiłuje przeszkodzić w oglądnięciu tej strony.



Menu 1:

(Wybór języka:)


(Strona główna:)

Index

(Po polsku:)

O mnie (dr inż. Jan Pająk)

Darmowa energia

Telekinetyczne ogniwo

Grzałka soniczna

Telekineza

Strefa wolna od telekinezy

Telepatia

Sejsmograf

Artyfakt

Koncept Dipolarnej Grawitacji

Totalizm

Pasożytnictwo

Karma

Prawa moralne

Wehikuły czasu

Napędy

Magnokraft

Komora oscylacyjna

Militarne użycie magnokraftu

Tapanui

Nowa Zelandia

Dowody działań UFO na Ziemi

UFO

Chmury-UFO

Bandyci wśród nas

Tornado

Huragany

Katrina

Lawiny ziemne

Zburzenie hali w Katowicach

Ludobójcy

26ty dzień

Przepowiednie

Plaga

Podmieńcy

WTC

Columbia

Kosmici

UFOnauci

Zło

Antychryst

O Bogu

Nirwana

Biblia

Prawda

Poszukuję pracy

Aleksander Możajski

Świnka z chińskiego zodiaku

Zdjęcia ozdobnych świnek

Owoce tropiku

Uzdrawianie

Ewolucja ludzi

Wszystko-w-jednym

Grecka klawiatura

Rosyjska klawiatura

Rozwiązanie kostki Rubika 3x3=9

Rozwiązanie kostki Rubika 4x4=16

Wrocław

Malbork

Milicz

Bitwa o Milicz

Św. Andrzej Bobola

Liceum Ogólnokształcące w Miliczu

Klasa Pani Hass z LO Milicz

Wszewilki

Zwiedzaj Wszewilki i Milicz

Wszewilki jutra

Zlot "Wszewilki-2007"

Unieważniony Zjazd "2007"

Poprzedni Zlot "2006"

Raport Zlotu "2006"

Korea

Hosta

Lepsza ludzkość

Partia totalizmu

Absolwenci 1964

Absolwenci 1970

FAQ - częste pytania

Replikuj

Memoriał

Sabotaże

Menu 2

Menu 4

Źródłowa replika tej strony

Tekst [8p]

Tekst [7]

Tekst [7/2]

Tekst [7b]

Tekst [6/2]

Tekst [5/4] 1, 2, 3

Tekst [4c]: 1, 2, 3

Tekst [4b]

Tekst [3b]

Tekst [2]

Tekst [1/3]: 1, 2, 3

X tekst [1/4]:

Monografia [1/4]:
P, 1, 2, 3, E, X

Monografia [1/5]:


(In English:)

About me (Dr Jan Pajak)

Free energy

Telekinetic cell

Sonic boiler

Telekinesis

Telekinesis Free Zone

Telepathy

Seismograph

Artefact

Concept of Dipolar Gravity

Totalizm

Parasitism

Karma

Moral laws

Time vehicles

Propulsion

Magnocraft

Oscillatory Chamber

Military use of magnocraft

Tapanui

New Zealand

Evidence of UFO activities

UFO

Cloud-UFOs

Bandits amongst us

Tornado

Hurricanes

Katrina

Landslips

Demolition of hall in Katowice

Predators

26th day

Plague

Changelings

WTC

Columbia

Aliens

UFOnauts

Evil

Antichrist

About God

Nirvana

The Bible

Truth

My job search

Aleksander Możajski

Pigs from Chinese zodiac

Pigs Photos

Tropical fruit

Healing

Evolution of humans

All-in-one

Greek keyboard

Russian keyboard

Solving Rubik's cube 3x3=9

Solving Rubik's cube 4x4=16

Wrocław

Malbork

Milicz

Battle of Milicz

St. Andrea Bobola

Wszewilki

Wszewilki of tomorrow

Korea

Hosta

Better humanity

Party of totalizm

FAQ - questions

Replicate

Memorial

Sabotages

Menu 2

Menu 4

Source replica of this page

Text [8e]

Text [7]

Text [7/2]

Text [6/2]

Text [5/3]

X text [2e]

Text [2e]: 1, 2, 3

X text [1e]

Text [1e]: 1, 2, 3

X text [1/4]:

Monograph [1/4]:
E, 1, 2, 3, P, X

Monograph [1/5]:


(Hier auf Deutsch:)

Über mich

Freie Energie

Telekinesis

Moralische Gesetze

Totalizm

Menu 2

Menu 4

Quelreplica dieser Seite


(Aquí en espańol:)

Sobre mí

Energía libre

Telekinesis

Leyes morales

Totalizm

Menu 2

Menu 4

Reproducción de la fuente de esta página


(Ici en français:)

Au sujet de moi

Énergie libre

Telekinesis

Lois morales

Totalizm

Menu 2

Menu 4

Reproduction de source de cette page


(Qui in italiano:)

Circa me

Energia libera

Telekinesis

Leggi morali

Totalizm

Menu 2

Menu 4

Replica di fonte di questa pagina




Menu 2:

(Przesuwne)

(Oto wykaz wszystkich stron z TEGO serwera, w zestawieniu językowym - w 8 językach. Wybierz interesującą Cię stronę manipulując suwakami, potem kliknij na nią aby ją uruchomić:)

Tu powinna być wyświetlona strona menu2.htm.

(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na "Menu 2".)



Menu 3:

(Alternatywne adresy internetowe tej strony, np.:)

energia.sl.pl

milicz.fateback.com

timevehicle.150m.com

www.totalizm.pl

ufonauci.w.interia.pl

i.1asphost.com/1964

angelfire.com/psy/antichrist

energy.atspace.org

evidence.ueuo.com

evil.thefreehost.biz

fruit.sitesled.com

karma.freewebpages.org

one.fsphost.com/parasitism

parasitism.host-ed.net

wszewilki.greatnow.com




Menu 4:

(Przesuwne)

Oto wykaz wszystkich moich stron ze wszystkich serwerów. Strony te najpierw zestawione są językami (tj. jako strony po polsku, angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku, grecku, oraz rosyjsku.) Dla każdego zaś języka strony zestawione są przedmiotowo. Wybierz interesującą Cię stronę manipulując suwakami, potem kliknij na nią aby ją uruchomić:

Tu powinna być wyświetlona strona menu.htm.

(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na "Menu 4".)


Tak się jakoś składa, że kiedykolwiek natykamy się na czyjś dorobek twórczy który albo nam imponuje, albo też nas obrusza, zwykle chcemy także poznać i życie autora tego dorobku. Ponieważ dzięki internetowi sporo ludzi ma okazję poznania mojego dorobku twórczego, poczuwam się do obowiązku aby pozwolić im także poznać co ważniejsze szczegóły z mojego życia. Niniejsza strona prezentuje właśnie owe szczegóły.


Część #A: Informacje wprowadzające tej strony:

      


#A1. Jakie są cele tej strony:

       Jakiekolwiek by nie były powody dla których czytelniku zabłądziłeś na niniejszą stronę, jednym z nich zapewne jest chęć poznania mojego życia. Dlatego głównym celem jaki sobie postawiłem formułując tą stronę, jest zaprezentowanie możliwie największej ilości informacji na temat mojego życia, w możliwie jak najmniejszej objętości.
       Kiedykolwiek zestawi się ze sobą dowolne informacje, zawsze nieświadomie przekazuje się wraz z nimi jakieś uczucia, poglądy, idee, itp. W niektórych też przypadkach, zupełnie bez naszego zamiaru, owe nieświadome przekazy mogą u czytelnika zadominować nad informacją którą dany tekst zawiera. Dzieje się tak zresztą relatywnie często. Często bowiem my sami przyłapujemy się podczas czytania czyjegoś tekstu, że wzbudza on w nas uczucia które są drastycznie odmiennego rodzaju niż informacja w tekście tym zawarta. Oczywiście, każdy taki przypadek niezamierzonego indukowania u czytającego jakichś przekornych uczuć, poglądów, czy idei, niweluje obiektywizm w asymilacji przeczytanych informacji. Dlatego dodatkowym (trudniejszym) celem jaki ja też nałożyłem na treść tej strony, jest takie zestawienie informacji na temat mojego życia, aby owe nieświadome przekazy nie zagłuszały sobą informacji które staram się przekazać treścią pisaną. Znaczy, aby albo całkowicie te przekazy wyeliminować, lub chociaż znacząco je zminimalizować.


#A2. Historia tej strony - tj. jest to już trzecia wersja niniejszej notki biograficznej:

Motto: "Najrudniej jest pisać o sobie samym."

       Wszystkie tzw. totaliztyczne strony internetowe, włączając w to niniejszą stronę, są produktem moich hobbystycznych badań naukowych. (Odnotuj, że nazwa totaliztyczne strony internetowe wynika z faktu że strony te albo propagują wysoce moralną, pokojową, postępową, inspirującą, budującą i udoskonalającą filozofię codziennego życia zwaną totalizmem moralnym, albo też prezentują tematy których zarekomendowanie uwadze czytelnika jest postulowane właśnie przez ową filozofię totalizmu.) Jak też zostało to udokumentowane na niniejszej stronie, owe totaliztyczne strony internetowe nie mają niemal nic wspólnego z moją działalnością zawodową ani z moimi miejscami pracy. Jako takie, strony te pisane były przez długi okres czasu, niektóre z nich datując się jeszcze z 1999 roku. Pisane też były w różnych miejscach świata. Z czasem powstało też ich dosyś sporo. Na samym początku, do każdej z takich nowo napisanych totaliztycznych stron włączałem niewielką informację "o autorze". Informację taką ciągle jeszcze można znaleźć w punkcie #H2 strony totalizm_pl.htm - o filozofii totalizmu. Z czasem jednak, kiedy stron tych przybywało, doszedłem do wniosku, że zamiast za każdym razem dodawać punkt "o autorze", raczej stworzę jedną odrębną stronę autobiograficzną z opisami mojego życia, potem zaś z owych totaliztycznych stron jedynie odeślę do niej zainteresowanych czytelników. W taki oto sposób w 2004 roku powstało pierwsze sformułowanie niniejszej strony. (W owym 2004 roku istniało już ponad 100 odrębnych stron totaliztycznych prezentujących około 50 odrębnych tematów. Stron tych było dużo, ponieważ każdy z tematów które one prezentowały był tłumaczony na co najmniej 2 języki, tj. polski i angielski, niektóre zaś tematy były tłumaczone aż na 6 odmiennych języków. Do dzisiaj opracowanych już zostało ponad 200 takich totaliztycznych stron prezentujących około 90 tematów.)
       Gdyby owej pierwszej wersji mojej autobiograficznej strony "o autorze" z 2004 roku usiłować nadać jakiś reprezentujący ją tytuł, wówczas możnaby ją zatytułować za każdym dorobkiem i ideą stoi zwykły człowiek. Strona owa streszczała bowiem moje życie. Odpowiadała ona mniej więcej treści części #B z niniejszej strony. Jednak w 2005 roku zaszły dosyć przykre dla mnie zmiany w moim życiu. Mianowicie, ponownie straciłem wówczas pracę. Z kolei sytuacja w kraju w którym mieszkałem zapowiadała że minie dużo czasu zanim znajdę następną. Na dodatek okazało się że zgodnie z prawami owego kraju nie kwalifikuję się na zasiłek dla bezrobotnych. Nie tylko więc zapowiadało się że długo nie będę miał pracy, ale na dodatek wyglądało na to że będę musiał żyć ze swoich oszczędności. Taka właśnie sytuacja braku zatrudnienia i braku źrodła dochodu w mojej nowej ojczyźnie powracała do mnie jak zepsuty szeląg. Gdybym nie zdecydował się szukać chleba poza jej granicami, w mojej nowej ojczyźnie byłbym niemal tyle samo czasu bezrobotnym co byłem tam zatrudnionym. Dlatego w 2005 roku postanowiłem przeredagować niniejszą stronę. Owej drugiej, przeredagowanej jej wersji możnaby nadać tytuł jeśli jakiś rodzaj negatywnych zdarzeń powtarzalnie wraca do nas w życiu jak przysłowiowy "zepsuty szeląg", wówczas przestaje on być przypadkiem, a staje się czyjąś ukrytą ingerencją w nasze życie z której to ingerencji należy zacząć zdawać sobie sprawę i powyciągać z niej właściwe wnioski. W owej drugiej przeredagowanej formie, z taką właśnie myślą przewodnią, strona ta dostępna była w internecie aż do czasu upowszechnienia zaprezentowanego tutaj jej trzeciego przeredagowywania, które dokonane zostało w marcu 2008 roku.
       Jak wszystko co moralne, pokojowe i postępowe, także filozofia totalizmu oraz związane z nią idee upowszechniane przez totaliztyczne strony, mają wielu wrogów. Podczas licznych dyskusji internetowych które prowadziłem z tymi wrogami w 2007 i na początku 2008 roku, zorientowałem się że jednym z istotniejszych źródeł amunicji którą owi wrogowie totalizmu i idei z totalizmem związanych używali dla obrzydzania tych idei u innych ludzi, było właśnie sformułowanie niniejszej strony z 2005 roku. Dlatego w marcu 2008 roku postanowiłem ponownie, po raz już trzeci, przeredagować niniejszą stronę. Owo najnowsze jej przeredagowanie, zaprezentowane tutaj, możnaby zatytułować każde zdarzenie w naszym życiu posiada przyczyny które są odpowiedzialne za jego spowodowanie, oraz skutki które ono samo spowoduje.
       W trakcie trzeciego przeredagowywania niniejszej strony w marcu 2008 roku, starałem się też przeredagować ujęcie opisów tej strony. Mianowicie, poprzednie dwie wersje tej strony pisane były w sposób jaki w środowisku akademickim typowo jest używany do formułowania autobiografii - tj. pisane jakby z punktu widzenia trzeciej osoby która analizuje nasze życie. Tymczasem obecna, trzecia wersja tej strony pisana jest z mojego własnego punktu widzenia - tj. prezentowana tak jak ja subiektywnie widzę swoimi oczami, odczuwam, wierzę i rozumiem poruszane tu sprawy.
       Za każdym razem kiedy zmiana mojej sytuacji życiowej domagała się zmiany lub uaktualizowania niniejszej strony autobiograficznej, zawsze uświadamiałem też sobie że przeredagowanie tej strony przychodzi mi z ogromną trudnością. Wiele lat temu przypadkowo słyszałem jak ktoś prominentny twierdził coś w rodzaju, że "mówienie o sobie samym przychodzi mu łatwo stąd jest w stanie mówić o sobie samym całymi godzinami". W moim jednak przypadku jest zupełnie odwrotnie - mianowicie pisanie o sobie samym przychodzi mi z największą trudnością. Stąd w miarę kompletne opisanie mojego życia kosztuje mnie wiele wysiłku i zajmuje bardzo dużo czasu. Uważam jednak, że winny jestem czytelnikowi jakąś rzetelną i autoryzowaną przez siebie informację na swój własny temat. Stąd chociaż z wielkimi oporami i trudem, ciągle starałem się opracować tą stronę tak sumiennie jak tylko zdołałem.


Część #B: Ogólny przebieg mojego życia:

      


#B1. Przebieg mojego życia:

       Urodziłem się w 1946 roku w maleńkiej wioseczce która przez najdłuższy okres czasu nazywała się Wszewilki. (Wioska ta często bowiem zmieniała swoją nazwę.) Na temat owej wioseczki napisałem nieco więcej w następnym punkcie tej strony. Po urodzeniu mieszkałem we Wszewilkach aż do 18 roku swojego życia, tj. od 1946 roku aż do 1964 roku, czyli aż do czasu kiedy wybrałem się na studia do pobliskiego miasta Wrocławia.
       Mój ojciec był mechanikiem o tzw. "złotych rękach". Znaczy naprawiał on wszystko co się popsuło w promieniu dziesiątków kilometrów od naszego domu, zaczynając od zegarków i zegarów, poprzez rowery i różne maszyny, a skończywszy na ogromnych silnikach gazowych jakie napędzały pompy w miejscowych starych wodociągach. Faktycznie to był on nawet zatrudniony przez gazownię w pobliskim miasteczku Miliczu aby utrzymywał owe stare wodociągi miejskie w stanie działającym. Obecnie się zastanawiam, jak on właściwie mógł mnie tolerować, jako że cokolwiek zreperował jednego wieczora, natychmiast ja rozmontowywałem to następnego dnia kiedy on był w pracy, aby zobaczyć jak to działa. Oczywiście, nie zawsze też zdołałem potem to poskładać z powrotem tak aby działało jak powinno. (Szczególnie trudnymi do poskładania, tak aby potem działały, okazywały się małe zegarki. Po tym więc jak doświadczyłem kilkakrotnie jak mój ojciec reaguje na widok rozmontowanych zegarków które on naprawił jedynie noc wcześniej, zwolna nauczyłem się powstrzymywać swoją ciekawość dowiedzenia się co właściwie powoduje że owe zegarki tykają.)
       Moja matka była gospodynią domową - skromny geniusz matematyczny. Była ona w stanie liczyć w pamięci niemal tak samo szybko jak to czynią dzisiejsze komputery. Jej zdolności obliczeniowe zawsze szokowały sprzedawców w sklepach, dostarczając wiele uciechy mi i mojej siostrze z którą często towarzyszyliśmy mamie w wyprawach na zakupy.
       Moja edukacja podążała typowym kursem komunistycznej Polski. Najpierw (w 1953 roku) zacząłem uczęszczać do szkoły podstawowej w pobliskim miasteczku Miliczu (w owym czasie mającym około 6000 mieszkańców). Ukończyłem ową podstawówkę w 1960 roku. Potem zacząłem uczęszczać do szkoły średniej (od 1960 do 1964), którą było Liceum Ogólnokształcące w Miliczu. Maturę zdałem w 1964 roku. Świadectwo maturalne upoważniało mnie do wstępu na wyższe uczelnie. Wybrałem studia na Politechnice Wrocławskiej, która w owym czasie była jedną z najbardziej renomowanych uczelni w Polsce. (Na bazie swojej obecnej znajmości poziomu nauczania w innych uniwersytetach świata, ja osobiście wierzę, że w owym czasie była ona nie tylko najlepszą uczelnią w Polsce, ale jednocześnie i jedną z najlepszych uczelni na świecie.) Przypadało wówczas około 12 kandydatów na każde wolne miejsce z owej Politechniki, stąd jedynie zdanie egzaminów wstępnych okazało się ogromnym sukcesem. Studiowałem tam od 1964 roku do 1970 roku. Przez ostatni rok studiów otrzymywałem specjalne "stypendium naukowe" zarezerwowane tylko dla kilku najlepszych studentów. Stypendium to upoważniało do zostania zatrudnionym na uczelni po zakończeniu studiów.
       Swoje dorosłe życie w socjalistycznej Polsce rozpocząłem w 1970 roku po otrzymaniu dyplomu politechniki wrocławskiej. Zostałem wówczas zatrudniony przez tą politechnikę najpierw jako assystent stażysta, potem jako asystent, dalej jako starszy asystent, zaś po obronie pracy doktorskiej w 1974 roku - jako adiunkt ("adiunkt" w Polsce jest odpowiednikiem dla tzw. "Reader" z angielskich uniwersytetów). Gdyby spróbować jakoś nazwać tamten okres w moim życiu, możnaby go tytułować "sukcesy zawodowe nie poparte poczuciem spełnienia". Szybko wspinałem się w hierarchii akademickiej. Studenci uwielbiali moje dobrze przygotowane i nowoczesne wykłady - w 1981 roku wybierając mnie nawet "wykładowcą roku". Z kolei przełożeni doceniali moją biegłość w najnowszej technice i wielodoscyplinarną ekspertyzę. W kraju szybko wyrobiłem sobie opinię jednego z najlepszych ekspertów w zakresie sterowania numerycznego, oprogramowania inżynierskiego, oraz komputeryzacji. Byłem autorem jedynego wówczas w całym kraju komputerowego języka do programowania obrabiarek sterowanych numerycznie. Moja wysoka ekspertyza w aż dwóch dyscyplinach (tj. w inżynierii mechanicznej i w informatyce) spowodowała że stałem się poszukiwanym specjalistą i wiele zakładów pracy ubiegało się o moje usługi. W sumie pracowałem więc na uczelni na pełnym etacie i równocześnie w przemyśle na pół etatu. Materialnie powodziło mi się też relatywnie dobrze jak na ówczesne warunki. Był to jedyny okres w moim życiu kiedy posiadałem duże, wygodne i nowoczesne mieszkanie z ładnym umeblowaniem, oraz z własnym gabinetem do pracy. Miałem też samochód Fiata 126p. Każde wakacje spędzałem na przyjemnych wczasach. Żyłem też w systemie politycznym który nie na darmo nazywany był "socjalizmem". W miarę swoich możliwości państwo zaspokajało w nim bowiem najważniejsze potrzeby narodu. Przykładowo, każdy miał gwarancję pracy i źródła utrzymania. Cała edukacja i służba zdrowia były za darmo otwarte dla każdego. Ich jakość była relatywnie wysoka. Państwo przyjmowało też na siebie odpowiedzialność za dostarczenie każdemu mieszkania, transportu publicznego, opieki nad dziećmi, oraz wypoczynku wakacyjnego. W rezultacie tego wszystkiego nie wiedziałem wówczas co to poczucie bycia niechcianym, własnej bezwartości i bezsilności, perspektywa bezrobocia w nieskończoność, czy braku pieniędzy na podstawowe potrzeby. Ani też mi, ani innym rodakom, nie były wówczas znane narkotyki, bezdomność, przestępczość, itp. Jednak system polityczny w którym żyłem stwarzał niepokoje innego rodzaju. Wynikały one głównie z dyktatorstwa i "rządów pięści", które ówczesny rząd praktykował wobec rządzonego przez siebie narodu. Przykładowo z okna mojej sypialni widać było brzegi ogromnego poligonu na którym stacjonowały wyrzutnie SSki z głowicami atomowymi. (W dzisiejszych czasach też stoją tam nuklearne wyrzutnie, tyle że poustawiane dla odmiany przez państwo w które tamte SSki były wycelowane.) Wszystkim w okolicy było więc wiadomym, że mieszkamy "na nuklearnej tarczy". Wszakże w przypadku jakiegokolwiek konfliktu, te wyrzutnie będą najpierw niszczone bombami atomowymi strony porzeciwnej. Mogło więc się zdarzyć że po czyimś "zaswędzeniu palca" nasz dom zwyczajnie by został odparowany. Inne czynniki które też psuły ówczesne poczucie spełnienia życiowego, była tzw. "propaganda sukcesu", brak sprawiedliwości (szczególnie ustawianie rządzących "ponad prawem"), brak wolności prasy i wolności wypowiedzi, głuchota rządzących na petycje narodu oraz wynikająca z tej głuchoty postępująca demoralizacja polityczna. Najtrudniejsze do przełknięcia były jednak pogłębiające się pustki w sklepach. Z braku doświadczenia życiowego i z nieznajomości innych ustrojów, w tamtych czasach wszyscy wierzyliśmy, że te problemy i napięcia wynikają z wad samego ustroju. Nie wiedzieliśmy wówczas jeszcze, że dokładnie takie same problemy mogą dawać się ludziom we znaki w praktycznie każdym ustroju - tyle tylko że wyzwalane tam będą nieco odmiennymi mechanizmami. Ponieważ każda akcja wyzwala odpowiedającą jej reakcję, w rezultacie owych "rządów pięści" i usterek ustroju jaki nas otaczał, w prawie całym narodzie którego byłem cząstką zaczęło narastać życzenie transformacji do innego, lepszego ustroju. Jednym zaś innym ustrojem który wówczas istniał, był kapitalizm.
       W 1980 roku tornado zmian politycznych zaczęło zamiatać Polskę. Zostałem członkiem Solidarności. Kiedy zaś Solidarność została utopiona, ja utonąłem wraz z nią. "Polowanie na czarownice" zostało rozpoczęte. Jak to było z każdym byłym działaczem Solidarności, moje życie znalazło się wówczas w niebezpieczeństwie. Któregoś dnia byłem nawet ścigany i niemal postrzelony przez policję. Z pomocą dobrych przyjaciół zdołałem opuścić Polskę i wyemigrować do Nowej Zelandii - zanim reżymowi udało się mnie na czymś złapać i wysłać na Syberię. Wylądowałem w Nowej Zelandii w 1982 roku. W rok później byłem już jej tzw. "permanent resident", czyli osoba uprawniona tam do pracy zarobkowej. W 1985 roku zostałem obywatelem Nowej Zelandii.
       Życie na emigracji w epoce dobrobytu oczywiście było nieporównanie łatwiejsze i przyjemniejsze niż w komunistycznej Polsce. W czasach mojego wyemigrowania z Polski, Nowa Zelandia była rządzona przez doskonałego przywódcę. Nazywał się on Sir Robert Muldoon (1921-1992) i był on Prime-Ministrem Nowej Zelandii od 1975 do 1984 roku. Nowa Zelandia przechodziła wówczas przez okres jednej z najlepszych sytuacji ekonomicznych i socjalnych w całej swojej historii. Początkowo więc bez trudu znajdowałem tam pracę. Przez pierwszy rok (tj. 1982) pobytu na emigracji zatrudniony byłem na Canterbury University ze słonecznego i pięknego Christchurch. Miałem spore szczęście aby tam pracować, bowiem Christchurch moim zdaniem jest najpiękniejszym, klimatycznie najprzyjemniejszym, oraz najlepiej zlokalizowanym miastem w całej Nowej Zelandii. Z kolei przez następne cztery lata (tj. 1983 do 1987) pracowałem na Southland Polytechnic w Invercargill - tj. w najbardziej na południe wysuniętym dużym mieście świata. W owym czasie Nowa Zelandia była niemal rajem na Ziemi. Doskonałe rządy jej przywódcy powodowały, że praca była praktycznie dla każdego, w kraju rozwijał się przemysł i budowano w nim mnóstwo nowych fabryk, elektrowni, dróg, budynków publicznych, itp. - istniało więc w nim duże zapotrzebowanie na wysokich specjalistów z moim poziomem eksperyzy, ulice pełne były roześmianych, zadowolonych z życia, oraz szczęśliwych ludzi, do Nowej Zelandii emigrowali ludzie z Europy, Australii i z innych bogatych krajów świata, zaś emigracja odpływowa niemal tam nie istniała (przykładowo, Sir Robert Muldoon cytowany był w wielu publikacjach za swoje słynne wówczas powiedzenie, że "Nowozelandczycy którzy emigrują do Australii podnoszą poziom IQ w obu tych krajach"), Nowozelandzki dolar był wtedy równy dolarowi USA, sklepy były pełne wszelkich dóbr zaś ludzie mieli pieniądze aby je kupować, przestępczość niemal nie istniała - np. większość Nowozelandczyków wyjażdżających na miasto zostawiała drzwi domów zapraszająco otwarte, edukacja i opieka zdrowotna była za darmo dla każdego, praktykowana też tam była prawdziwa wolność prasy oraz szczera i pozbawiona propagandy informacja rządowa.
       W czasach kiedy jako uczestnik Solidarności narażałem swoje życie dla urzeczywistnienia systemu społecznego który byłby "lepszy" od socjalizmu, miałem dosyć klarowne wyobrażenie jak taki lepszy system powinien wyglądać. Po przybyciu do Nowej Zelandii z miłym dla siebie zaskoczeniem odkryłem, że rządy Sir Robert'a Muldoon faktycznie urzeczywistniały taki "idealny" moim własnym zdaniem system. Dlatego ja osobiście należę do niewielkiej liczebnie grupy tych co admirują wielkość i genialność owego wspaniałego męża stanu. Moim zdaniem, gdyby zamiast niewielką Nową Zelandią ten ogromnie zdolny przywódca rządził np. Stanami Zjednoczonymi lub Rosją, swoimi osiągnięciami przyćmiłby tam wszystkich największych przywódców świata, włączając w to Kennedy'ego i Piotra Wielkiego. Zupełnie też nie może pomieścić mi się w głowie, dlaczego przywódca za którego rządów Nowa Zelandia była szczytem dobrobytu i rajem na Ziemi ma tak niską opinię w oczach swoich własnych ziomków. (Widać powiedzenie "najtrudniej zostać prorokiem wśród swoich" obowiązuje również i dla polityków.) Cokolwiek jednak sami Nowozelandczycy by nie twierdzili o najlepszym przywódcy jakiego kiedykolwiek mieli, ja osobiście dziękuje Bogu że chociaż tylko przez okres 2 lat, ciągle dana mi jednak była szansa aby doświadczyć życia w kraju pod jego rządami.
       Niestety, w 1984 roku ów doskonały przewódca Nowej Zelandii został pokonany w wyborach. Na kraj ten nadeszła więc era upadku ekonomicznego i bezrobocia. Z kolei życie w kraju który właśnie upada ekonomicznie przestaje być uciechą. W lutym 1988 roku, czyli w początkowym okresie władzy nowych rządzących, kiedy sytuacja w kraju nie stała się jeszcze krytyczna, zmieniłem pracę i przeniosłem się na Otago University. Uniwersytet ten był zlokalizowany w niewielkim, chronicznie zimnym, zachmurzonym i deszczowym Dunedin. Tuż przed tym kiedy pierwsze oznaki depresji ekonomicznej uderzyły Nową Zelandię, w 1990 roku straciłem jednak tą nową pracę. Powód tamtego stracenia pracy wyjaśniłem na stronie tapanui_pl.htm - o eksplozji Tapanui. Przez następne 2 lata byłem bezrobotnym. Okazały się to być najbardziej przygnębiające i przepełnione niepewnością jutra dwa lata w całym moim dotychczasowym życiu. Proszę sobie wyobrazić jak ja wówczas się czułem. Żyłem wtedy samotnie w ciągle jeszcze dosyć obcym mi kraju. Miasto Dunedin okazało się być wiecznie zimną, zachmurzoną i deszczową mieściną którą Anglicy opisują zwrotem "one horse city" (tj. "miasto o jednym koniu"), w której nie ma żadnych rozrywek zaś pogoda jest wiecznie przygnębiająca. Nie miałem tam ani pracy ani źródła dochodu. Przez niemal dwa lata nie otrzymywałem zasiłku dla bezrobotnych. W owym czasie praktycznie wszystko stało się też tam "user paid" (tj. "opłacane przez użytkownika") - znaczy nawet wizyta u lekarza czy w szpitalu wymagała znaczących funduszy. Moje oszczędności szybko topniały. Najbliższe życzliwe mi dusze które mogły by mi pomóc gdybym wpadł w jakieś kłopoty znajdowały się na odwrotnej półkuli, czyli w Polsce. A na domiar złego wokoło siebie obserwowałem walenie się w gruzy systemu społecznego dla którego zupełnie niedawno narażałem swe życie jako aktywista Solidarniości. Nowa Zelandia przechodziła bowiem wówczas bardzo brutalną zamianę panującej tam poprzednio dbałości o człowieka, na istniejącą tam obecnie dbałość o dochód i o kapitał. Wszystko co dobrego kraj ten osiągnął podczas rządów Sir Robert Muldoon było tam systematycznie rozmontowywane i niszczone. Zaczęło się od sprzedaży asetów, czyli sprzedaży wszystkiego co poprzednio należało do rządu. Rozprzedane więc zostały koleje państwowe, fabryki i budynki. Z tego co nie dało się sprzedać, np. elektrowni, sieci elektrycznej, czy telefonów, formowano przedsiębiorstwa na własnym rozrachunku. Za wszystko też zaczęto domagać sie opłat, włączając w to nawet opiekę zdrowotną i edukację. Oczywiście, bez opieki państwa, większość fabryk zbankrutowała. Te zaś co przetrwały, z upływem czasu tak były trapione podatkami, biurokracją i tzw. "red tape" (tj. nieprzyjaznymi prawami), że zaczęły przenosić się za granicę. Zaczęło się więc galopujące bezrobocie. Brak pieniędzy u ludzi spowodował że opustoszały i poupadały sklepy. Upadek sklepów spowodował upadek drobnego rzemiosła. Zaczął się lawinowy wzrost przestępczości. Ulice miast opustoszały. W wielu miejscach gdzie zaledwie kilka lat wcześniej wieczorami chodniki były przepełnione światłami, stolikami kawiarni, oraz spacerującymi, szczęśliwymi i zadowolonymi z życia ludźmi, straszyć wóczas zaczynały ciemne oczodoły zabitych deskami okien wystawowych. Wobec beznadziejności sytuacji wielu zaczęło szukać ucieczki w alkoholu i narkotykach. Aby nadal móc chwalić się sukcesem, wolność publikatorów została zerodowana zaś rzetelna informacja została zastąpiona "propagandą sukcesu". Przykładowo, zamiast za liczbę bezrobotnych podawać ilość ludzi którzy chcą pracować jednak brak dla nich pracy, propaganda ta zaczęła podawać ilość ludzi którym przyznano zasiłek dla bezrobotnych. Z kolei dostęp do owego zasiłku dla bezrobotnych dawał się już manipulować na papierze bez zmniejszenia liczby faktycznych bezrobotnych. Zaczęła też się masowa ucieczka (emigracja) ludności z Nowej Zelandii np. do Australii.
       W 1992 roku ja sam też zdecydowałem się opuścić Nową Zelandię aby szukać zarobku poza jej granicami. Tak zaczęła się moja tułaczka po świecie w poszukiwaniu chleba. Kiedy miałem już zakupione bilety lotnicze, w końcu zaczęto wypłacać mi zasiłek dla bezrobotnych (tj. "dolę"). Zostałem więc postawiony w sytuacji, że po kilku tygodniach brania tego iluzorycznego zasiłku ("doli") musiałem z niego sam dobrowolnie zrezygnować. Zdecydowałem się bowiem, że już nie zmienię swoich planów tułaczki w poszukiwaniu chleba. (Gdybym zasiłek ten otrzymywał od samego początka, nigdy nie zdecydowałbym się na tą tułaczkę za chlebem.) Po opuszczeniu Nowej Zelandii podpisywałem aż trzy kolejne kontrakty na profesury uniwersyteckie. Pierwszym z nich był kontrakt z roku akademickiego 1992/3 na stanowisko Associate Professora w Eastern Mediterranean University z miasta Famagusta na Północnym Cyprze. Kontrakt ten dał mi okazję dla poznania śródziemnomorskiej kultury, przyrody i historii. Mieszkałem bowiem przy brzegu pięknego morza, zaledwie kilka kilometrów od starożytnego miasta Salamis i historycznego miasta Famagusta (oba te miasta nadal otoczone są murami). Następny trzeletni kontrakt podpisałem w 1993 roku na stanowisko Associate Professora w University Malaya w Kuala Lumpur, Malezja. Ten dał mi okazję do posmakowania wielkomiejskiego życia we wspaniałej metropolii w której samej mieszka niemal tyle ludzi co w całej Nowej Zelandii, która buszuje życiem, nigdy nie śpi, ma nieopisaną liczbę rozrywek i atrakcji do oglądania, oraz której poziom techniki i nowoczesności należy do najwyższych w świecie. Ostatnim był mój dwuletni kontrakt też na stanowisko Associate Professora który podpisałem w 1996 roku z University of Malaysia Sarawak z pięknego miasta Kuching w malezyjskiej prowincji Sarawak na tropikalnej wyspie Borneo. Ten kontrakt dał mi poznać jak wspaniała jest natura w tropiku, oraz jak serdeczni i przyjacielscy są ludzie żyjący blisko tej natury. Ludzie na Borneo byli aż tak przyjaźni i aż tak mili, oraz czynili moje życie aż tak przyjemnym, że gdybym mógł chętnie zostałbym tam przez resztę swego życia. To tam też doświadczyłem wspaniałego zjawiska które opisałem na stronie nirvana_pl.htm - o totaliztycznej nirwanie. Niestety, wkróce po rozpoczęciu kontraktu na Borneo cały obszar południowo-wschodniej Azji objęty został tzw. "Kryzysem Azjatyckim". W jego wyniku wartość miejscowych pieniędzy spadła do jedynie około 30% ich początkowej wartości. Około dwóch-trzecich moich zarobków z obu kontraktów w Malezji po prostu zniknęło wówczas jakby wyparowało. Na dodatek, kraje obezwładnione tym kryzysem nie mogły już sobie pozwolić na wynajmowanie zagranicznych profesorów. Stąd kiedy mój kontrakt na Borneo się zakończył, nie było już szans na podpisanie następnego.
       W końcu 1998 roku powróciłem więc do Nowej Zelandii. Zaczął się dla mnie okres życia który jest dokonale opisany przez angielskie przysłowie żebrakowi nie wolno być grymaśnym (tj. "a beggar cannot be choosy"). Poczynając od 1999 roku ponownie udało mi się zabezpieczyć dla siebie pracę w Nowej Zelandii. Niestety nastąpiło to za słoną cenę. Wszakże rolniczo nastawiona Nowa Zelandia z wówczas niemal zupełnie już zniszczonym przemysłem nie potrzebowała ludzi z moją ekspertyzą techniczną. Stąd oddawała mi wielką przysługę że wogóle miała jakieś zatrudnienie dla mnie. Wylądowałem więc na najniższej pozycji akademickiej jaka była dostępna na miniaturowej Aoraki Politechnice z maleńskiej mieściny nowozelandzkiej zwanej Timaru. Politechnika ta była najmniejszą uczelnią w jakiej kiedykolwiek pracowałem. Niemniej praca na niej okazała się najbardziej stresującą. Uczelnia ta była aż tak mała, że ja sam w swojej uprzedniej karierze zawodowej wykładałem w sumie więcej odmiennych przedmiotów niż ich oferowano wszystkim studentom owej politechniki. Niestety, pod koniec 2000 roku zostałem zwolniony z nawet owej najniższej pozycji. Powodem zwolnienia jaki wówczas mi zakomunikowano, był raptowny i niespodziewany spadek liczby studentów na owej politechnice. Ja miałem jednak intuicyjne wrażenie, że dodatkowym powodem tego zwolnienia było odkrycie moich przełożonych iż poziom mojej ekspertyzy i kwalifikacji niepomiernie przekracza wymogi pozycji którą zajmowałem, a to z kolei napełniło ich obawą o ich własne pozycje. Odszedłem stamtąd z rodzajem ulgi, bowiem atmosfera pracy była tam najgorsza ze wszystkich miejsc w jakich pracowałem w całym swoim życiu. Z żadnej też innej uczelni, w krótkim przedziale tylko paru lat nie odeszło aż tylu co tam wykładowców. Od dnia 12 lutego 2001 roku zacząłem pracować jako akademik (po angielsku: "academic staff member") na Wellington Institute of Technology, zlokalizowanym na przedmieściu stolicy Nowej Zelandii, czyli w Petone pod Wellington - także będąc zatrudniony na najniższej pozycji akademickiej jaka była tam dostępna. Już w pierwszym roku pracy otrzymałem od kierownictwa uczelni zaszczytne wyróżnienie "team member of the year" (tj. jakby "najbardziej koleżeński pracownik roku"). W Wellington pracowałem aż do 23 września 2005 roku, kiedy to ponownie zwolniono mnie z pracy z wyjaśnieniem że liczba studentów tej uczelni raptownie spadła. Faktycznie też ów spadek był wówczas aż tak znaczny, że stał się łatwym do odnotowania nawet gołym okiem - od początka 2005 roku uczelnia ta stała się niemal zupełnie pusta. Z opowiadań innych kolegów dowiedziałem się także, że wyraźnie odludniły się też wówczas niemal wszystkie uczelnie Nowej Zelandii. Prawdopodobnie powody dla tego pustoszenia nowozelandzkich uczelni były komplesowe i obejmowały szereg czynników, m.in. wysokie opłaty pobierane przez uczelnie od studentów, brak pracy dla ludzi z wysokim wykształceniem, niski poziom akademicki miejscowych uczelni który spowodował że niektóre kraje (np. Chiny) zaprzestały wysyłanie swoich stypendystów do tego kraju, itd., itp. Ja osobiście jednak wierzę, że najważniejszym z powodów tego opustoszenia uczelni stała się masowa emigracja odpływowa (tj. ucieczka ludności). Wszakże od czasów kiedy w Nowej Zelandii zaczął się upadek ekonomiczny, nastały tam też czarne lata trwającej aż do dzisiaj coraz szybszej ucieczki za granicę młodych i ambitnych Nowozelandczyków. Ucieczka ta jest masowa, zaś jej uczestnicy to najbardziej ambitni, zdolni i zaradni młodzi ludzie, czyli poraktycznie "sól narodu". Przykładowo, ostatnio każdego roku ucieka do Australii niemal 1 procent całej populacji około cztero-milionowej Nowej Zealndii - po szczegóły patrz artykuł "28,000 a year leave for Aust." - tj. "28000 ludzi na rok ucieka do Australii", ze strony A1 nowozelandzkiej gazety The Press, wydanie z wtorku (Tuesday), February 5, 2008. Po tej ostatniej utracie pracy w 2005 roku, nadal nie traciłem nadziei że cos jednak znajdę. Stąd niemal cały czas poświęcałem na szukanie swojej następnej stałej pracy. Niestety, nawet do czasu kolejnego przeredagowywania tej strony w marcu 2008 roku, takiej stałej pracy nie udało mi się już znaleźć. Jedyne co przerwało moje nieustające bezrobocie, to krótkie, bo tylko 10 miesięczne, zaproszenie na pozycję pełnego profesora uniwersytetu w Korei Południowej. Koreańczycy okazali się najmilszym narodem jaki dotychczas poznałem w swoim życiu, zaś poziom ich technologii - najwyższym z jakim dotychczas praktycznie się zetknąłem. Równie fascynująca i warta poznania była też kultura i historia Korei. Dlatego ową krótką profesurę w Korei wspominam z taką samą przyjemnością i sentymentem jak pracę na przemiłym Borneo. Profesura w Korei początkowo miała potencjał aby zostać przedłużoną. Jednak wkrótce po jej rozpoczęciu rząd Korei uchwalił prawo, że wizytujący ten kraj zagraniczni profesorowie mogą być tam zatrudniani tylko jeśli ich wiek nie przekracza 60 lat. Ja zaś miałem wówczas już 61 lat. Na szczęście, owo wcześniejsze zaproszenie mnie na profesurę jeszcze przed uchwaleniem tego prawa zostało uhonorowane i pozwolono mi tam pracować przez pełną długość 10 miesięcy.
       Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wobec coraz silniejszej depresji ekonomicznej która nadal panuje w Nowej Zelandii, moje bezzasiłkowe bezrobocie rozpoczęte w dniu 23 września 2005 roku będzie trwało aż do czasu kiedy stanę się uprawniony do otrzymywania emerytury. Pechowo, jakiś czas temu dla oszczędności rząd Nowej Zelandii wydłużył przechodzenie na emeryturę aż do wieku 65 lat. Nie mają tu też opcji "wcześniejszego odejścia na emeryturę", która to opcja istnieje w wielu innych krajach, np. w Malezji. Wszystko wskazuje więc na to że z uprzednich oszczędności przyjdzie mi żyć aż przez 6 lat, czyli aż do 2011 roku. Podobnie bowiem jak podczas poprzedniego długiego okresu mojego bezrobocia z lat 1990 do 1992, obecnie także znalazły się jakieś przepisy (tym razem inne) według których zasiłek dla bezrobotnych też mi się nie należy. Ponownie więc zmuszony jestem żyć z poprzednich oszczędności. Na szczęście dla mnie, moją moralną podporą jest świadomość, że na przekór powtarzalnie trapiącego mnie bezrobocia, na przekór konieczności życia z dawnych oszczędności, oraz na przekór marnowania przez społeczeństwo mojej wiedzy, ekspertyzy, wynalazków, oraz wszechstronnej edukacji, ciągle raz w swoim życiu osiągnąłem poziom pełnego profesora na renomowanym uniwersytecie. Z kolei z zostaniem profesorem jest jak z zostaniem generałem - znaczy raz profesor, zawsze już profesor. Jedno jest więc teraz pewne, mianowicie że bez względu na to czy znajdę jeszcze jakąkolwiek następną pracę, ciągle mogę teraz mieć moralną satysfakcję, że chociaż bezrobotnym, nadal pozostaję byłym pełnym profesorem z renomowanego uniwersytetu.
       Większość historii życiowych zawiera w sobie tzw. morał. Jeśli dobrze się przyglądnąć moim własnym losom, wyraźnie "morał" taki i z nich się wyłania. Widać go w uporze i w konsekwencji z jakimi "coś" powoduje, że gdziekolwiek bym się nie udał, cokolwiek bym nie zaczął czynić, jakieś postronne i niezależne ode mnie "mroczne moce" sprawiają że zawsze kończy się to upadkiem i odebraniem mi wszelkich szans na zrealizowanie tego co w swoim życiu chciałbym osiągnąć. Taki fatalny koniec niemal wszystkich przedsięwzięć mojego życia jest wysoce wymowny. Szczególnie jeśli się zaaakceptuje, że celem i misją tego życia mogło być zrealizowanie i wdrożenie przynajmniej kilku z owych przełomowych wynalazków i intelektualnych osiągnięć które opisałem w częściach #D i #E tej strony. Wszakże cokolwiek nas w życiu dotyka, zawsze ma to jakieś przyczyny. Przyczynami zaś owego pasma powtarzalnych upadków które mnie bez przerwy prześladują, może przecież być fakt, że gdybym w życiu natknął się na właściwy klimat intelektualny i na właściwe warunki badawcze, wówczas zapewne bym jednak zrealizował i urzeczywistnił sporą część z tego co opisałem w częściach #D i #E tej strony. Tymczasem realizacja tego może być wysoce nie na rękę owym "mrocznym mocom". Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że faktycznym morałem wynikającym z przebiegu mojego życia są wnioski które opisałem na stronie evil_pl.htm - o pochodzeniu zła na Ziemi.


#B2. Losy mojej rodziny, a historia wsi Wszewilki:

       Maleńka wioseczka Wszewilki, w której ja się urodziłem w 1946 roku, jest częścią prastarej prowincji Polski nazywanej "Dolnym Śląskiem". Wioska ta leży trochę ponad 50 km na północ od miasta Wrocławia które jest stolicą owej prowincji. Dolny Śląsk, jak czytelnik zapewne wie, leży w południowo-zachodniej części Polski, niedaleko do Niemiec i do Czech. Przez spory okres czasu, bowiem aż do zakończenia drugiej wojny światowej, cały Dolny Śląsk, włączając w to wioseczkę Wszewilki i jej okolice, były częścią Niemiec.
       Wszewilki są historycznie znaczącą wioską. W dawnych czasach przez Wszewilki przebiegało bowiem m.in. jedno z odgałęzień tzw. "Bursztynowego Szlaku". Szlak ten rozgałęział się w pobliskim Miliczu. Faktycznie to gałąź tego szlaku w dawnych czasach przebiegała tuż koło dzisiejszej lokalizacji mojego rodzinnego domu. Aż do około 1890 roku Wszewilki były też miejscem corocznego targowiska koni słynnego wówczas na niemal całą środkową Europę. Mój pradziadek przybył na to targowisko aż z Białorusi. Jego doskonała znajomość koni spowodowała, że został następnie zatrudniony jako koniuszy przez podmilickiego Hrabiego von Kolande. Tam poznał moją babcię. Po kądzieli bowiem rodzina mojej babci wywodzi się właśnie z okolic wioseczki Wszewilki. Moja matka też urodziła się niedaleko od Wszewilek. W ten sposób większość mojej rodziny po kądzieli od wielu pokoleń zamieszkiwała okolice Wszewilek. Kości wielu moich przodków rozsiane są zresztą w okolicach Wszewilek. Przykładowo babcia mojej matki (a moja prababcia), pochowana była przy kościele w pobliskim Cieszkowie. Któryś z naszych przodków pochowany był także przy kościele Trzebicka. Moja wujenka autochtonka zamieszkiwała Jankowo aż do połowy lat 50-tych. Jako też nastolatka (tj. około 1920 roku) moja matka pracowała w majątku z pobliskiego Stawca. We Wszewilkach miała wówczas nawet kilka serdecznych przyjaciółek do których chodziła na kawę po niedzielnym kościele. Tyle tylko że kiedy Hitler doszedł do władzy, rodzice mojej matki wyemigrowali z Niemiec do ówczesnej Polski.
       Po zakończeniu drugiej wojny światowej, niemal wszyscy mieszkańcy wsi Wszewilki w której ja się urodziłem, oraz innych okolicznych miejscowości, zostali wymienieni na nowych. Wszakże dawni obywatele niemieccy mieszkający na owych ziemiach niemal do końca wojny, uciekli w głąb niemiec przed nacierającą Armią Radziecką. Po wojnie zaś zostali zastąpieni przez ludność napływową z obszaru Polski i z przedwojennej polskiej Ukrainy. W rezultacie tej całkowitej wymiany ludności, wiedza o historii i tradycji Wszewilek niemal całkowicie zaginęła. Dziwnym jednak obrotem losu, moja matka znalazła się wśród polskiej ludności napływającej na te ziemie z obszaru przedwojennej Polski. Zaś moja matka znała te okolice bardzo dobrze.
       Wywodzenie się wielu pokoleń moich przodków po kądzieli z okolic Wszewilek i Milicza powoduje, że z rodzinnych opowiadań ja poznałem wiele faktów na temat historii tych ziem. Prawdopodobnie jestem więc jednym z nielicznych nadal żyjących ludzi, którzy znają historię tych ziem z rodzinnej tradycji mówionej. To dlatego jako rodzaj patriotycznego obowiązku uważałem spisanie historycznych faktów które ciągle są mi znane. Te znane mi historyczne fakty dotyczące wsi Wszewilki spisałem na kilku totaliztycznych stronach internetowych, np. na stronach wszewilki.htm - o wsi Wszewilki, milicz.htm - o miesteczku Miliczu, bitwa_o_milicz.htm - o bitwie w czasie wyzwalania Milicza, oraz sw_andrzej_bobola.htm - o kościele Św. Andrzeja Boboli w Miliczu. Na jednej z owych totaliztycznych stron, mianowicie na stronie wszewilki_jutra.htm - o moich marzeniach na temat przyszłości wsi Wszewilki, ja nawet otwarcie marzę jak wspaniale by to było gdyby Wszewilki mogły kiedyś się zdobyć na odbudowanie swojego starego ryneczka który został celowo zniszczony około 1875 roku. A przynajmniej aby mogły odbudować sobie dawny kościółek który istniał przy owym ryneczku, a także zbudować nowe muzeum.

Fot. #1a Fot. #1b Fot. #1c: Dr Jan Pająk - zdjęcie dla dowodu osobistego wykonane 19 lipca 2004 roku

Fot. #1abc: Oto mój wygląd (tj. wygląd Dra inż. Jana Pająka) w okresie czasu kiedy byłem najbardziej twórczy w tych obszarach badań które obecnie muszę kwalifikować jako moje "naukowe hobby". (Można kliknąć na wybrane zdjęcie aby zobaczyć je w powiększeniu.)
       Fot. #1a (lewa): Oto moje zdjęcie które wykonałem w Nowej Zelandii około 1985 roku (niestety dokładnej daty jego wykonania nie pamiętam) - znaczy w pobliżu czasu kiedy sformułowałem teorię wszystkiego zwaną Konceptem Dipolarnej Grawitacji.
       Fot. #1b (środkowa): Oto moje zdjęcie typu paszportowego które wykonałem latem 1991 roku. Kiedy to zdjęcie było wykonywane, ja właśnie znajdowałem się w środku mojego pierwszego długiego okresu bezrobocia bez pobierania "doli" (tj. bez zasiłku dla bezrobotnych) oraz konfrontowałem perspektywę opuszczenia Nowej Zelandii w poszukiwaniu zarobku i chleba.
       Fot. #1c (prawa): Oto zdjęcie które wykonałem dla dowodu osobistego w dniu 19 lipca 2004 roku - znaczy około czasu kiedy przygotowałem pierwszą wersję niniejszej strony. (Dowodu tego jednak nie uzyskałem, ponieważ nie byłem wtedy w stanie wylegitymować się posiadaniem jakiegoś numeru PESEL.) Zdjęcie to odzwierciedla relatywnie dobrze jak wyglądam nawet obecnie.
* * *
Zauważ że można zobaczyć powiększenie każdej fotografii z niniejszej strony internetowej, poprzez zwykłe kliknięcie na tą fotografię. Ponadto większość browserów jakie obecnie są w użyciu, włączając w to także popularny "Internet Explorer", pozwala także na załadowanie każdej ilustracji do swojego własnego komputera, gdzie można jej się do woli przyglądać, gdzie daje się ją redukować lub powiększać, a także drukować, za pomocą posiadanego przez siebie software graficznego.


Część #C: Przebieg mojej kariery zawodowej:

      


#C1. Wielodyscyplinarna praca zawodowa:

       Mam przyjemność i honor należeć do owych nielicznych naukowców, którzy swoją pracę zawodową mogli poszerzyć aż na kilka odmiennych dyscyplin. Możliwość tego wielodyscyplinarnego poszerzenia mojego zawodu zawdzięczam zaś właśnie doskonałemu poziomowi nauczania na Politechnice Wrocławskiej którą ukończyłem. Jak wcześniej już to wyjaśniałem, według mojej własnej (tj. nieoficjalnej) oceny, poziom nauczania na Politechnice Wrocławskiej w czasach kiedy ja kończyłem tamtą uczelnię najprawdopodobniej był jednym z najwyższych na świecie. Na tamtej doskonałej edukacji kapitalizowałem też zresztą przez resztę życia. Pozwalała mi ona bowiem wykładać potem na zagranicznych uczelniach nie tylko inżynierię mechaniczną - w której byłem oryginalnie kształcony, oraz nie tylko nauki komputerowe i informatykę - które to dyscypliny poznałem dzięki mojej pracy magisterskiej i doktoratowi ze wspomaganego komputerowo projektowania maszyn (tj. z obszaru który obecnie nazywany jest CAD/CAM), ale także wykładać mechanikę teoretyczną, inżynierię elektroniczną, elektrotechnikę, historię techniki (inżynierię i społeczeństwo), a ostatnio nawet matematykę.
       Moje wielodyscyplinarne zorientowanie zawodowe powodowało, że w swojej karierze wykładałem z równym powodzeniem w dwóch głównych dyscyplinach, oraz w kilku dodatkowych specjalizacjach. Z głównych dyscyplin wykładałem (1) inżynierię mechaniczną, oraz (2) nauki komputerowe. W inżynierii mechanicznej osiągnąłem poziom profesora nadzwyczajnego (po angielsku Associate Professor). W naukach komputerowych osiągnąłem poziom pełnego profesora (po angielsku Full Professor). Ponieważ każda z owych głównych dyscyplin reprezentowała jakby odmienny fragment mojego życia zawodowego, poniżej omówię każdą z nich w odrębnym punkcie.


#C2. Moja kariera zawodowa w inżynierii mechanicznej:

       Moją karierę zawodową w inżynierii mechanicznej rozpoczęło zatrudnienie się w 1970 roku w charakterze asystenta stażysty na Politechnice Wrocławskiej. Po owym zatrudnieniu bardzo szybko wspinałem się w górę po drabinie akademickiej, zostając asystentem oraz starszym asystentem w przeciągu trzech następnych lat. Po obronie pracy doktorskiej w 1974 roku zostałem zatrudniony na pozycji adiunkta na tejże samej Politechnice Wrocławskiej. Równocześnie z pracą na uczelni w latach 1978 do końca 1981 pracowałem na pół etatu w Dziale Głównego Technologa Jelczańskich Zakładów Samochodowych Polmo-Jelcz jako konsultant naukowy. Owa praca w przemyśle dała mi doskonałe zrozumienie przemysłowych realiów inżynierii mechanicznej. Kiedy w 1982 roku wyemigrowałem do Nowej Zelandii, początkowo byłem tam zatrudniony przez jeden rok na Canterbury University z Christchurch, jako tzw. "Post-Doctoral Fellow". Zatrudnienie to także było w specjalizacji "inżynieria mechaniczna". Pracę w tej specjalizacji przerwałem jednak w 1983 roku kiedy zatrudniłem się na Politechnice w Invercargill - co opiszę dokładniej w następnym punkcie tej strony. Do iżynierii mechanicznej powróciłem ponownie w 1993 roku, kiedy zatrudniony zostałem jako Associate Professor (tj. professor nadzwyczajny) na University Malaya w Kuala Lumpur, Malazja. Po ukończeniu tamtego kontraktu, w 1996 roku przeniosłem się na dwuletni kontrakt Associate Professora na University of Malaysia Sarawak z miasta Kuching, z malazyjskiej prowincji Sarawak na tropikalnym Borneo. Tamten kontrakt profesorski zakończyłem w 1998 roku. Po owym terminie i kontrakcie nie pracowałem już więcej w inżynierii mechanicznej.


#C3. Moja kariera zawodowa w naukach komputerowych:

       Doskonałym przygotowaniem do mojej pracy w naukach komputerowych była moja rozprawa dyplomowa oraz rozprawa doktorska. Obie bowiem były ściśle związane z komputerowym modelowaniem i programowaniem problematyki inżynierskiej.
       W latach 1975 do 1977 zostałem też zatrudniony na pół etatu w obecnie już nieistniejącej fabryce komputerów zwanej Mera-Elwro. Pracę tą wykonywałem równocześnie z zatrudnieniem na Politechnice Wrocławskiej. Pracowałem tam wówczas jako doradca naukowy w Dziale Oprogramowania. Faktycznie, kiedy zaczynałem tam pracować, MERA-ELWRO była też największą fabryką komputerów we Wschodniej Europie. Niestety, po upadku komunizmu w Polsce zakład ten został zlikwidowany - nie mogę więc obecnie podać tutaj linku do jego strony internetowej. Jedyne co po nim przetrwało to miniaturowy zakład usługowy który nosi nieco podobną nazwę Elwro-System, jednak który wcale nie reprezentuje tradycji oryginalnego Mera-Elwro. Tamta półetatowa praca w przemyśle komputerowym dała mi doskonałe zrozumienie komputerów i oprogramowania, na którym to zrozumieniu kapitalizowałem potem przez wiele lat jako wykładowca informatyki i nauk komputerowych.
       Moja praca zawodowa wykładowcy nauk komputerowych zaczęła się praktycznie dopiero po wyemigrowaniu do Nowej Zelandii. Mianowicie, po zakończeniu jednorocznego stypendium po-doktorskiego z inżynierii mechanicznej na Canterbury University w Christchurch, w 1983 roku znalazłem stałą pracę na Southland Polytechnic z Invercargill, Nowa Zelandia. Była to moja pierwsza praca w dyscyplinie "nauki komputerowe" (zwanej też "informatyką"). Ponieważ zawsze miałem ambicje zostania profesorem na uniwersytecie, w 1988 roku sam zrezygnowałem z tamtej politechniki i podjąłem zatrudnienie jako tzw. "Senior Lecturer" w specjalności "inżnieria softwarowa" na Otago University w Dunedin, Nowa Zelandia. Jak już wcześniej pisałem, pracę tą straciłem w 1990 roku. Po niemal dwóch latach bezasiłkowego bezrobocia, w 1992 roku rozpocząłem jednoroczny kontrakt na stanowisku Associate Professora w Eastern Mediterranean University z miasta Famagusta na Północnym Cyprze. Po owym kontrakcie powróciłem ponownie do specjalizacji inżynieria mechaniczna, wykładając jako Associate Professor w Malezji i na tropikalnej wyspie Borneo. W 1998 roku powróciłem do Nowej Zelandii, zaś od lutego 1999 roku rozpocząłem pracę jako wykładowca programowania komputerów na maleńkiej Aoraki Politechnice z miasteczka Timaru. Niestety, pod koniec 2000 roku zostałem i stamtąd zwolniony. Od dnia 12 lutego 2001 roku zacząłem więc pracować jako akademik (po angielsku: "academic staff member") w Wellington Institute of Technology, z Petone pod Wellington, nadal w specjalnizacji "nauki komputerowe". Po utraceniu i tego zatrudnienia w 2005 roku, w 2007 roku zostałem zaproszony na 10 miesięcy na stanowisko pełnego profesora przez uniwersytet z Suwon w Korei Południowej - o czym pisałem już wcześniej. Tamta krótkotrwała pozycja pełnego profesora w naukach komputerowych była moim ostatnim miejscem zatrudnienia, a jednocześnie najwyższą pozycją akademicką którą osiągnąłem w swoim życiu.

Fot. #2: Dr Jan Pajak w mostku po niebie z KLCC w Kuala Lumpur (grudzien 2002 roku)

Fot. #2: Oto ja (Dr Jan Pająk) w tzw. "moście po niebie" (tj. "sky bridge") z 42 piętra KLCC w Kuala Lumpur, Malezja. Malezja jest mi bardzo bliska, ponieważ w latach 1993 do 1998 odbywałem tam dwa kontrakty profesorskie na Uniwersity Malaya z Kuala Lumpur, potem zaś na University Malaysia Sarawak w Kuching na tropikalnej wyspie Borneo. Sfotografowany 30 grudnia 2002 roku. Nazwa KLCC używana jest dla dwóch drapaczy chmur skonstruowanych jako "bliźniaki" (tj. "twin towers") w centrum Kuala Lumpur, Malaysia. Są one jedynymi "bliźniakami" na świecie które ciągle stoją, a które należą do ekskluzywnego klubu najwyższych budynków świata. Ów "most po niebie" łączy ze sobą te dwa drapacze chmur na nieco mniej niż połowa ich wysokości. Pozycja owego "mostu po niebie" jaki łączy obie wieże jest lepiej widoczna na następującym zdjęciu pokazującym całe KLCC.
Fot. #3: KLCC czyli Twin Towers z Kuala Lumpur: jeden z najwyzszych drapaczy chmur na swiecie

Fot. #3: Tak wyglądają owe bliźniacze wieże KLCC z Kuala Lumpur w Malezji. Zbudowane one zostały w okresie czasu kiedy ja odbywałem swój kontrakt profesorski w Malezji. Sa mi więc relatywnie bliskie i w pewnym sensie czuję się wobec nich jakbym uczestniczył w ich budowie. Obecnie są to jedyne w świecie bliźniacze wieże drapaczy chmur które nadal stają. Ich sława upowszechniła się już po świecie na tyle, że obecnie są one równie znane jak drapacze chmur WTC z Nowego Jorku. Słynny "most po niebie" widoczny jest na tym zdjęciu jak spina obie wieże w mniej niż połowie ich wysokości. Jak ów most wygląda w środku widoczne to jest na poprzednim "Fot. #2".
* * *
       Tak na marginesie, to KLCC jest jednym z cudów technicznych dzisiejszego świata. (Inne cuda techniczne tego świata omawiam na stronie o Nowej Zelandii.) Dlatego jeśli ktoś jest już w tropikalnym Kuala Lumpur, lub gdzieś blisko tej metropolii, wówczas gorąco bym zachęcał aby odwiedzić te drapacze chmur i zobaczyć je na własne oczy.


Część #D: Moje hobby naukowe oraz badawcze zainteresowania poza-zawodowe:

      


#D1. Dlaczego moje naukowe hobby oraz badawcze zainteresowania poza-zawodowe zmuszony jestem zdecydowanie separować od moich badań zawodowych:

       Gdyby poklasyfikować hobby i zainteresowania poza-zawodowe innych naukowców, to daje się w nich wyróżnić dwie główne kategorie, mianowicie (1) te które są całkowicie odwrotne do zawodu naukowca (np. śpiewanie w chórze - jakiemu udzielał się jeden z moich nowozelandzkich przełożonych), oraz (2) te które są jakby przedłużeniem zawodu naukowca (np. prowadzenie hobbystycznych badań w tej samej lub w odmiennej dyscyplinie, niż dyscyplina badana zawodowo). Z moich obserwacji kolegów wynika, że w obu tych przypadkach typowi naukowcy mogą otwarcie dyskutować swoje hobby z kolegami i ze studentami. W przypadku zaś kiedy ich hobby jest bliskie ich specjalizacji naukowej, tak jak miało to miejsce np. z Albertem Einsteinem, często gro ich wykładów poświęcają oni omawianiu swego hobby.
       W moim jednak przypadku sytuacja wygląda zupełnie odmiennie. Wprawdzie moje hobby jest faktycznie przedłużeniem moich zawodowych zainteresowań naukowych. Przykładowo, w ramach hobby rozpracowuję niektóre swoje własne wynalazki, takie jak magnokraft (czyli wehikuł o napędzie magnetycznym), czy ogniwo telekinetyczne (czyli jeden z generatorów energii przyszłości). Praktycznie też wszystkie z tych wynalazków są pokrewne do tematyki którą wykładałem w ramach zawodu jako wykładowca inżynierii mechanicznej. Jednak z wielu różnych powodów, o wynalazkach tych nie wolno mi otwarcie dyskutować ani ze swoimi kolegami, ani ze swoimi studentami. Nie wolno mi też ich badać ani budować w ramach zawodowej pracy naukowej. Na innym polu naukowym, jako swoje hobby naukowe rozpracowuję też m.in cechy tzw. "przestrzeni czasowej" omawianej m.in. na totaliztyczych stronach o Koncepcie Dipolarnej Grawitacji, czy o wehikułach czasu. Przestrzeń ta zaś jest zaawansowaną wersją tzw. "programowania zorientowanego obiektowo" (po angielsku "object-oriented programming") którego wykłady prowadzę w ramach mojego zawodu informatyka. Również jednak nie wolno mi dyskutować ze swoimi studentami ani ze swoimi kolegami zarówno tematyki tej przestrzeni, jak i innych podobnych tematów które badam w ramach hobby a które posiadają związek z informatyką.
       Wyrażając to innymi słowami, na przekór że moje hobby i zainteresowania poza-zawodowe są jakby przedłużeniem mojej pracy zawodowej i posiadają ścisły związek z tym co wykładam zawodowo, ciągle z wielu powodów (np. z powodu rodzaju atmosfery panującej w dzisiejszych instytucjach naukowych która to atmosfera zdecydowanie definiuje o czym wolno na uczelniach otwarcie mówić, a co należy wstydliwie ukrywać), zmuszony jestem wyraźnie rozgraniczać od siebie moje zainteresowania uczelniane od zainteresowań w ramach hobby naukowego. Dlaczego tak jest, ja sam mam trudność zrozumieć. Być może jednak że czytelnik sam to zdoła sobie wypracować na przykładach tematów które badam poza-zawodowo jako moje naukowe hobby. Najważniejsze z tych tematów opisuję bowiem poniżej.


#D2. Teoria wszystkiego zwana Konceptem Dipolarnej Grawitacji - czyli najważniejszy z intelektualnych produktów mojego hobby:

       W ramach swojego naukowego hobby wypracowałem relatywnie dużą liczbę najróżniejszych twórczych idei, włączając w to nowe teorie naukowe, nowe wynalazki, nowe trendy, itp. Gdyby ktoś mnie zapytał co uważam za swój najważniejszy dorobek hobbystyczny w owym natłoku twórczych idei, bez wahania bym wskazał na naukową teorię wszystkiego którą rozpracowałem w ramach swojego hobby, a którą nazwałem Konceptem Dipolarnej Grawitacji.
       Naukowe fundamenty Konceptu Dipolarnej Grawitacji są bardzo proste. Mianowicie teoria ta opisuje jak wyglądałby wszechświat gdyby pole grawitacyjne okazało się być tzw. "polem dipolarnym" (tj. polem o dwóch odmiennych biegunach, takich jak bieguny N i S w polu magnetycznym), zamiast być tzw. "polem monopolarnym" za które grawitację uważa dotychczasowa oficjalna nauka ziemska (tj. nauka uważa grawitację za pole jednobiegunowe, takie jak jest np. pole elektryczne). Ciekawostką owego Konceptu Dipolarnej Grawitacji jest, że faktycznie to formalnie on też udowadnia że pole grawitacyjne jest polem dipolarnym, tj. takim polem jakim on je opisuje, a nie polem monopolarnym za jakie grawitację uważa dotychczasowa nauka ziemska.
       Spektakularne znalezienie klucza do owej niezwykłej teorii która wyjaśnia praktycznie wszystko czego nadal nie wiemy, a stąd która zasluguje na miano się nazywać teorii wszystkiego, miało miejsce w 1985 roku. Teorię tą potem nazwałem Konceptem Dipolarnej Grawitacji. Mianowicie, po uświadomieniu sobie nieadekwatności obecnie wyznawanego (starego) konceptu monopolarnej grawitacji, starałem się znaleźć błąd w jego sformułowaniu, jaki powoduje, że jest on sprzeczny z naturalnym porządkiem rzeczy. Czytałem w tym celu wiele opracowań dotyczących grawitacji. Wielokrotnie przemyśliwałem też jej istniejące sformułowanie. Jednego niezwykle pogodnego popołudnia, wiosną 1985 roku (najprawdopodobniej było to w okresie nowozelandzkiej przerwy wakacyjnej w połowie sierpnia 1985 roku), spacerowałem po wyjątkowo pięknym wówczas parku w Invercargill - w owym czasie całym zapełnionym oceanem wiosennych kwiatów, z naturą budzącą się do życia oraz powietrzem wypełnionym rodzajem szczęśliwości. Nagle klucz do rozwiązania problemu grawitacji skrystalizował się w mojej głowie. Był to bardzo spektakularny moment w moim życiu, bowiem w owym majestatycznym dniu i niezwykle pięknym otoczeniu, uderzył on moją świadomość jak piorun i w mgnieniu oka wywrócił do góry nogami całe moje dotychczasowe zrozumienie wszechświata. Kluczem do zrozumienia grawitacji okazał się fakt, że stary koncept monopolarnej grawitacji, uznawany przez dotychczasową naukę ortodoksyjną na Ziemi, przyjmuje "a priori" że grawitacja jest polem monopolarnym. Tymczasem koniecznym jest też rozważenie, czy przypadkiem grawitacja nie wykazuje charakteru pola dipolarnego (podobnego do charakteru pola magnetycznego). Po znalezieniu tego klucza możliwe się stało rozpracowanie zrębów nowego Konceptu Dipolarnej Grawitacji, którego jedna z najwcześniejszych prezentacji najpierw ukazała się w polskojęzycznej monografii [1] (tej właśnie, której wartość naukowa została zignorowana przez Radę Naukową Instytutu TBM Politechniki Wrocławskiej), zaś najnowsza prezentacja zawarta jest w rozdziałach H i I monografii [1/4].
       Koncept Dipolarnej Grawitacji okazał się dla mnie rodzajem naukowego stymulatora który zaindukował całą lawinę najróżniejszych odkryć, ustaleń, wyjaśnień i wynalazków. Wszakże tylko z obszaru nowych wyjaśnień naukowych, koncept ten dostarcza wyjaśnień do praktycznie wszystko czego dotychczasowa nauka ziemska NIE była w stanie wyjaśnić. Aby podać tutaj kilka przykładów zjawisk które on wyjaśnił, to należą do nich m.in.: telekineza, telepatia, nirwana, czy nawracalny upływ czasu. Koncept ten otworzył także ludzkości drzwi do nowych trendów filozoficznych - np. patrz opisy filozofii totalizmu i pasożytnictwa. Wskazał on również na możliwość urzeczywistnienia wcześniej nieznanych technologii (np. patrz tzw. telekinetyczne generatory darmowej energi), oraz wcześniej nieznanych napędów (np. patrz tzw. telekinetyczny napęd wehikułów latających typu Magnokraft). Lista korzyści które on otwiera dla ludzkości praktycznie nie ma końca. Nie na darmo jego rozliczne zastosowania upoważniają aby go nazywać teorią wszystkiego.
       Koncept Dipolarnej Grawitacji, a także jego rozliczne następstwa dla naszej cywilizacji, opisany został wyczerpująco aż na całym szeregu odrębnych stron internetowych totalizmu. Przykładowo, jego opisy zawarte są nie tylko na stronach o nim samym - czyli o Koncepcie Dipolarnej Grawitacji, ale także na stronach o ludzkości, wehikułach czasu, Magnokrafcie, telekinezie, telepatii, zniszczeniowych użyciach wehikułów UFO, totaliźmie, pasożytnictwie, oraz nirwanie.


#D3. Wynalazki telekinetycznych generatorów darmowej energi - czyli rewolucja w zasadach generacji energii na Ziemi:

       Opisana wcześniej teoria wszystkiego zwana Konceptem Dipolarnej Grawitacji ujawniła że we wszechświecie najbadziej naturalnym stanem jest nieustający beztarciowy ruch który panuje w odmiennym świecie zwanym "przeciw-światem". Dopiero po odpowiednich wysoce-zmyślnych transformacjach, ten nieustający ruch z przeciw-świata jest zamieniany na bezruch, inercję oraz tarcie naszego świata fizycznego - co dokładniej opisane zostało w punkcie #B1 totaliztycznej strony evolution_pl.htm - o ewolucji, w punkcie #I2 z "części I" strony internetowej dipolar_gravity_pl.htm - o Koncepcie Dipolarnej Grawitacji, oraz w punkcie #B12 totaliztycznej strony god_pl.htm - o świeckim i naukowym zrozumieniu Boga.
       Pechowo jednak dla ludzi, beztarciowy i nieustający ruch został niemal całkowicie wyeliminowany z naszego świata fizycznego. Jedyne zaś okazje przy których daje się on co łatwiej odnotować przez ludzi, z reguły są nieprzydatne do wykorzystania tego nieustającego ruchu w celach np. generowania energii. Wszakże do przypadków kiedy istnienie owego nieustającego beztarciowego ruchu ludziom już jest znane, należą np. ruchy elektronów w orbitach atomowych, tzw. "ruchy Browna", fale elektromagnetyczne, ruchy planet po orbitach, wirowanie planet i księżyców, oraz kilka dalszych równie nieprzydatnych dla naszej energetyki zjawisk. Na przekór jednak że owe już poznane przypadki nieustającego, beztarciowego ruchu są dla nas nieprzydatne pod względem energetycznym, Koncept Dipolarnej Grawitacji ujawnia że istnieją dalsze podobne zjawiska, których nasza nauka ziemska jeszcze nie poznała. Jednym z takich zjawisk jest telekineza - czyli zjawisko będące dokładną odwrotnością tarcia. W sposób bowiem odwrotny jak tarcie spontanicznie konsumuje ruch aby produkować ciepło, telekineza konsumuje ciepło aby produkować spontaniczny ruch. Te ciągle przez ludzi nie poznane zjawiska mogą już zostać wykorzystane dla generowania energii. Jedną z zasad na jakich owo generowanie może następować są tzw. ogniwa telekinetyczne.
       Zjawisko telekinezy obrazowo możnaby opisać jako "manipulowanie obiektami poprzez oddziaływanie na ich dusze". Ciekawą cechą owej telekinezy jest, że jej zrealizowanie nie wymaga dostaw energii. Stąd może być dokonywane np. nakazami czyjegoś umysłu. Ta niezwykła cecha telekinezy, w powiązaniu z faktem że telekinezę daje się też wyzwalać technicznie za pomocą odpowiednich urządzeń, prowadziła właśnie do wynalazku owych niezwykłych urządzeń technicznych zwanych telekinetycznymi generatorami darmowej energii.
       Telekineza opisana jest relatywnie wyczerpująco aż na kilku totaliztycznych stronach internetowych, przykładowo na stronach dipolar_gravity_pl.htm - o Koncepcie Dipolarnej Grawitacji, czy telekinesis_pl.htm - o zjawisku telekinezy. Z kolei telekinetyczne generatory darmowej energii opisane są na totaliztycznych stronach internetowych free_energy_pl.htm - o telekinetycznych generatorach darmowej energii, fe_cell_pl.htm - o telekinetycznych ogniwach, czy boiler_pl.htm - o szokujących losach rewolucyjnej grzałki która bije wszelkie rekordy.


#D4. Hobbystyczne ustalenia na temat czasu oraz podróżowania w czasie:

       Dipolarna interpretacja czasu rozpracowana została już w 1986 roku podczas poszerzania tablicy cykliczności o stwierdzenia wynikające z nowego Konceptu Dipolarnej Grawitacji. Jej rozpracowanie umożliwiło z kolei przewidzenie takich zjawisk jak "stan zawieszonego filmu", "podróż w jedną stronę", "efekt dublowania czasu", itp. - po szczegóły patrz podrozdział M1 monografii [1/4], lub podrozdział M1 z monografii [1/3]. Pierwsze prezentacje tych zjawisk zawarte były w moich publikacjach począwszy już od 1987 roku. Rozpracowanie podstawowych zjawisk związanych z podróżami w czasie prowadziło do stopniowego uświadomienia i rozpracowania atrybutów, możliwości i ograniczeń podróżowania w czasie. Z kolei uświadomienie sobie owych możliwości i atrybutów wiodło do rozpracowania wehikułów czasu i do stopniowego gromadzenia informacji, że takie wehikuły czasu już obecnie używane są przez UFOnautów. Pierwsze bardziej szczegółowe opracowania budowy i działania wehikułów czasu opublikowane zostały w 1990 roku w monografii [1e].
       Wehikuły czasu oraz podróże w czasie opisane są relatywnie wyczerpująco aż na kilku odrębnych stronach internetowych, włączając w to strony o wehikułach czasu, a także strony o Koncepcie Dipolarnej Grawitacji, Bogu i o ewolucji.


#D5. Hobbystyczne ustalenia na tematy np. telepatycznych metod zdalnego wykrywania nadchodzących trzęsień ziemi, czy metod formowania tornad i huraganów - czyli szansa na opanowanie żywiołów wyniszczających ludzkość:

       W piątek, dnia 11 listopada 1994 roku, podczas przerwy na lunch, zdecydowałem się uciec przed piętrzącymi się problemami i stresem zaczynającego się wkrótce drugiego semestru, poprzez zjedzenie miejscowego posiłku. Jednak danie nabyte w pobliskiej stołówce "Rumah Universiti", niestety tego dnia okazało się bardziej niejadalne niż zazwyczaj. Dla odwrócenia więc uwagi od utykającego w gardle posmaku, zająłem swój umysł moimi ulubionymi problemami mechanizmów działania wszechświata. Gdy więc tak bez entuzjazmu starałem się dobrnąć do końca posiłku (zgodnie z totalizmem, który wówczas już zdecydowanie wyznawałem, marnowanie jakiejkolwiek żywności w obecnej sytuacji naszej planety jest poważnym grzechem), niespodziewanie w mojej głowie poskładało się w jedną całość rozwiązanie dla zasad i mechanizmu telepatii. Bóg czasami wykazuje wysokie poczucie humoru i w tym przypadku znajomość telepatii zawdzięczać będziemy beznadziejnemu gotowaniu jakiejś anonimowej kucharki. Podobnie jak to kiedyś stało się w odniesieniu do magnokraftu i komory oscylacyjnej (patrz podrozdział F2 w monografiach: [3], [3/2] i [1/2]; a także podrozdział C2 w monografii [1/4] i [1/3]), tym razem dla telepatii również od dłuższego już czasu przemyśliwałem nad jej mechanizmem i stąd posiadałem już uprzednio zgromadzone w swej głowie wszystkie elementy wymaganej układanki (np. już w czasie swego pobytu na Cyprze ustaliłem, że sygnały telepatyczne muszą propagować się poprzez przeciw-materię, że ich wzbudzanie musi następować przez wibracje magnetyczne, że istnieje rodzaj uniwersalnego języka, w podrozdziałach I5.4 i JA3.1 monografii [1/4] nazywanego ULT - od "Universal Language of Thoughts", w którym wszystkie istoty żyjące z całego wszechświata mogą komunikować się ze sobą za pośrednictwem telepatii, itp.). Jedyną rzeczą jakiej wówczas ciągle nie wiedziałem, to fizyczna natura telepatii oraz mechanizm fizyczny na jakim zjawisko to bazuje. Dlatego też podczas owego pamiętnego lunchu szokująca myśl błysnęła w moim umyśle. Myśl ta stwierdzała, że "fale telepatyczne to po prostu dźwięko-podobne wibracje przeciw-materii, które podobnie jak dźwięki w naszym świecie posiadają swój ton, melodię, barwę, częstość, itp.; podczas gdy łączność telepatyczna jest to po prostu rozmowa następująca w uniwersalnym języku ULT z użyciem owych dźwięko-podobnych wibracji". (Zauważ, że zgodnie z Konceptem Dipolarnej Grawitacji, wszystkie rodzaje ruchów przeciw-materii, w naszym świecie manifestują się m.in. jako pole magnetyczne, dlatego fale telepatyczne mogą w przybliżeniu być też zdefiniowane jako "modulowane wibracje pola magnetycznego".) Po tym jak owa myśl przyszła mi do głowy, wszystko co poprzednio wiedziałem na temat telepatii zaczęło nabierać sensu i stało się zrozumiałe. Znalezione wówczas rozwiązanie dla mechanizmu rozprzestrzeniania się fal telepatycznych wkrótce zostało wyrażone na piśmie i opublikowane, początkowo dnia 9 stycznia 1996 roku w monografii [3] (patrz podrozdział D13 w [3]), w 1997 roku było ono powtórzone w monografii [3/2], zaś później (w 1998 roku) także opublikowane w monografiach [1/2] i [1/3]. W 2000 telepatia była podstawą dla sformułowania traktatu [7/2] - patrz podrozdział D2.1.1 w traktacie [7/2]. W monografii [1/4] telepatię opisano w podrozdziale H7.1.
       Najbardziej bezpośrednie opisy telepatii oraz urządzeń telepatycznych zaprezentowane zostały na odrębnej stronie internetowej o telepatii. Ponadto telepatyczne urządzenie do zdalnego wykrywania nadchodzących trzęsień ziemi opisane jest na odrębnej stronie internetowej o seismografie Zhang Henga. Warto odnotować, że na przekór iż urządzenie to jest w stanie uratować tysiące istnień ludzkich oraz nieopisaną wartość mienia, oraz na przekór że jest ono relatywnie proste w budowie i zasadzie działania, faktycznie to nikt nie ma odwagi podjąć jego budowy tylko dlatego że działa ono na zasadzie odbioru i interpretowania fal telepatycznych.

Fot. #4: Czeslaw Pajak i Jan Pajak: Przysłowia Wschodu oraz z innych stron świata

Fot. #4: Oto jak wygląda okładka książki o przysłowiach którą napisałem razem z bratem w ramach swojego naukowego hobby zbierania przysłów, mądrości ludowej, wierzeń, oraz ciekawostek kulturalnych i religijnych narodów i krajów które odwiedzałem. Razem z moim bratem opublikowaliśmy tą książkę w Polsce w 2003 roku w dwóch językach pod tytułem "Przysłowia Wschodu oraz z innych stron świata - Proverbs of the Orient and from other corners of the world", Poznań (Adres wydawcy: "Wydawnictwo Poznańskie", Ul. Fredry 8, 61-701 Poznań), 2003 rok, ISBN 83-7177-273-4, 551 stron. Zawiera ona kolekcję około 2700 przysłów zaprezentowanych w dwóch językach - mianowicie po angielsku i po polsku. Owe przysłowia akumulowałem podczas 12 lat swoich wędrówek po najróżniejszych krajach świata w poszukiwaniu chleba. Znacząca ich liczba wywodzi się z kultur Orientu i Azji, włączając w to: Japonię, Koreę, Chiny, Malezję, Dayaków z Borneo, oraz cały szereg innych.


Część #E: Mój najważniejszy wynalazek techniczny, czyli magnokraft oraz liczne pokrewne mu urządzenia napędowe:

      


#E1. Wielostopniowy proces wiodący do wynalazku magnokraftu, komory oscylacyjnej, oraz innych pokrewnych urządzeń :

       Dokonanie mojego najważniejszego wynalazku, czyli statku kosmicznego z napędem magnetycznym zwanego magnokraftem wcale nie nastąpiło jako jedno wydarzenie twórcze. Faktycznie bowiem owo wynalezienie było długim procesem, na który składało się wiele etapów. Opiszmy teraz najważniejsze z owych etapów.


#E2. Odkrycie tzw. "Tablicy Cykliczności" oraz sformułowanie Teoria Rozwoju Napędów:

       Moje zanurzenie się w obecną problematykę, jakie w konsekwencji wiodło do hobbystycznego rozpracowania wszystkich tematów opisywanych na moich stronach internetowych i monografiach, zainicjowane zostało odkryciem naukowym z początka 1972 roku, czyli sprzed ponad 30 lat temu. Jak to już opisałem w podrozdziale A1 monografii [1/4] i w następnym punkcie powyżej, odkryłem wówczas "tablicę cykliczności". Opublikowałem ją potem w swoim artykule [1A4]: "Teoria rozwoju napędów", z czasopisma Astronautyka, numer 5/1976, strony 16-21. Tablica ta wyznaczyła punkt startowy dla całej mojej dzisiejszej wiedzy i działalności. Była ona bowiem rodzajem "Tablicy Mendelejewa", tyle że opracowanej dla urządzeń napędowych zamiast dla pierwiastków chemicznych. Podążanie za jej wskazaniami kulminowało w 1980 roku opublikowaniem budowy i działania statku kosmicznego z napędem magnetycznym, nazywanego "magnokraftem", oraz 3 stycznia 1984 roku wynalezieniem "komory oscylacyjnej" - która to komora stanowi urządzenie napędowe dla owego magnokraftu. Faktycznie też odkrycia te i wynalazki zainicjowały naukowe zgłębianie tematyki, jaka w końcowym efekcie doprowadziła nie tylko do odkrycia pasożytniczej działalności niewidzialnych UFOnautow na Ziemi, ale także do sformułowania Konceptu Dipolarnej Grawitacji i totalizmu, do odkrycia pasożytnictwa, do zrozumienia motywacji za działaniami "szatańskich pasożytów" z UFO, itp., itd. Ponieważ tablica cykliczności, magnokraft i komora oscylacyjna opisywane są dosyć szczegółowo w rozdziałach B, C i F monografii [1/4], ich omawianie nie będzie tutaj już powtarzane.
       Tablica Cykliczności została zilustrowana, zaprezentowana i wyczerpująco opisana na kilku odrębnych stronach internetowych, włączając w to strony o Magnokrafcie i o Komorze Oscylacyjnej, a także częściowo strony o napędach, Koncepcie Dipolarnej Grawitacji, ludzkości, oraz o monografii [1/4] (w monografii [1/4] jest ona dokładnie opisana w rozdziale B z tomu 2).


#E3. Wynalazek magnokraftu - czyli rewolucja w zasadach odbywania podróży kosmicznych:

       Jednym z następstw opracowania mojej pierwszej "tablicy cykliczności" było, iż postulowała ona niedalekie już zbudowanie na Ziemi całej nowej rodziny statków latających o napędzie magnetycznym. Począwszy od 1972 roku zacząłem więc rozpracowywać te statki. Budowa i działanie pierwszego z nich opublikowanie zostały już w 1980 roku - patrz mój artykuł [2C2]. Wkrótce potem nazwałem go "magnokraftem". Historia monografii [1/4] w dużej części jest właśnie historią magnokraftu (ta zaś w większej liczbie szczegółów opisana zostanie w podrozdziale C2 monograii [1/4]).
       Tablica cykliczności sugerowała jednak, że zbudowane zostaną aż trzy nowe statki magnetyczne. Wszystkie trzy nazwałem "magnokraftami". Pod względem wyglądu zewnętrznego są one niemal identyczne, jednak wykorzystują one trzy zupełnie odmienne zasady działania. (Z kolei owe trzy odmienne zasady działania powodują trzy różne kształty ich komór oscylacyjnych - patrz rysunki A1c i F3 w monografii [1/4].) Aby więc rozróżnić pomiędzy nimi, nazwam je: (1) magnokraftem pierwszej generacji, albo po prostu magnokraftem (ten najprostrzy z trzech magnokraftów, skrótowo opisany w podrozdziale A2 zaś dokładnie w całym rozdziale F monografii [1/4], używa napędu czysto magnetycznego, poruszając się na zasadzie magnetycznego przyciągania i dopychania; jego komory oscylacyjne są sześcienne, z kwadratowymi ściankami wlotowymi, jak te pokazane na rysunkach A1c i F3a z monografii [1/4]), (2) magnokraftem drugiej generacji, albo wehikułem telekinetycznym (ten bardziej zaawansowany wehikuł używa natychmiastowego napędu telekinetycznego opisywanego w podrozdziale L1 monografii [1/4]; jego komory oscylacyjne posiadają ośmioboczne ścianki czołowe), oraz (3) magnokraftem trzeciej generacji, nazywanym także wehikułem czasu (ten najbardziej zaawansowany magnokraft używa zasady podróży w czasie opisywanej w podrozdziale M1 monografii [1/4]; jego komory oscylacyjne posiadają szesnastoboczne ścianki czołowe). Magnokraft pierwszej generacji jest tym jaki zgodnie z tablicą cykliczności powinien być skompletowany na Ziemi do roku 2036. Opisany on został w podrozdziale A2 i w rozdziale F monografii [1/4]. Przyjmuje on kształt dysku, jaki w swoim centrum zawiera bardzo silne źródło odpychającego pola magnetycznego, nazywane "pędnikiem głównym", podczas gdy na obrzeżu zawiera pierścień "pędników bocznych" - patrz rysunek A1 (b) w [1/4]. Kiedy dokonuje on lotu, jego pędnik główny odpycha się od pola magnetycznego Ziemi, Słońca, lub galaktyki, wytwarzając w ten sposób siłę nośną. Jednocześnie pędniki boczne przyciągają się do pola ziemskiego, słonecznego lub galaktycznego, w ten sposób wytwarzając siły stabilizujące. Pędniki boczne są też w stanie wytwarzać wirujące pole magnetyczne, podobnie jak to ma miejsce w silnikach elektrycznych podczas formowania wiru magnetycznego. Owo wirujące pole magnetyczne wytwarza magnetyczny odpowiednik dla Efektu Magnusa, napędzając w ten sposób magnokraft poziomą siłą napędową. Ponadto wir ten jonizuje powietrze, wywołując jego jarzenie się. Wir magnetyczny formuje też rodzaj wiru plazmowego jaki jest zdolny do odparowania skał i gleby. W ten sposób, kiedy magnokraft leci pod ziemią, odparowywuje on łatwo identyfikowalne szkliste tunele opisywane w podrozdziale F10.1.1 monografii [1/4] - patrz tam rysunki F31 i P6. (Właśnie taki wir plazmowy UFO spowodował też odparowanie WTC - jak to opisane w podrozdziale O8.1 monografii [1/4] oraz na odrębnej stronie o WTC.) Magnokraft może latać pojedynczo, lub też magnetycznie sprzęgać się z innymi wehikułami fomując w ten sposób najróżniejsze konfiguracje latające - patrz rysunek C6 w [1/4]. Pierwsze opisy magnokraftu zostały opublikowane w artykule [2A4] "Budowa i działanie statków kosmicznych z napędem magnetycznym" jaki ukazał się w czasopiśmie "Przegląd Techniczny Innowacje", nr 16/1980, strony 21-23. Bardziej wyczerpujące opisy tego statku zawarte są praktycznie w niemal wszystkich monografiach i traktatach wylistowanych w rozdziale Y monografii [1/4], ze szczególnie wyczerpującym opisem w rozdziale F monografii [1/4].
       Należy tutaj podkreślić, że ja stałem się pierwszym naukowcem na Ziemi, który wynalazł statek o zasadzie działania magnokraftu. Przed opublikowaniem mojego wynalazku, idea użycia napędu czysto magnetycznego była całkowicie odrzucana z powodu popularnego (aczkolwiek błędnego) poglądu, że napęd taki nie będzie w stanie zadziałać. Przykładowo, kiedyś wierzono (a niektóre osoby wierzą nawet i do dzisiaj), że napęd czysto magnetyczny powodował będzie tzw. efekt dźwigu magnetycznego (tj. że przelatujący statek z takim napędem jakoby ma unosić w powietrze wszelkie przedmioty ferromagnetyczne), a także że ludzie nie potrafią zbudować urządzenia zdolnego pokonać tzw. "jednorodności" ziemskiego pola magnetycznego. Dopiero ja wykazałem teoretycznie, że efekt dźwigu magnetycznego niwelowany będzie składową pulsującą pola statku (po szczegóły patrz podrozdział C7.3 i rysunek C12 w [1/4]). Natomiast bariera "jednorodności" pola ziemskiego pokonana będzie w rezultacie ogromnej tzw. "długości efektywnej" pola magnetycznego wytwarzanego przez komory oscylacyjne (po wyjaśnienia patrz podrozdział F5.3 monografii [1/4]). W następstwie owych panujących uprzednio błędnych poglądów, przed opracowaniem magnokraftu, z dwóch możliwych napędów polowych postulowany był jedynie napęd antygrawitacyjny (patrz jego opisy w rozdziale G monografii [1/4]). Jeśli zaś ktoś już postulował jakieś użycie pola magnetycznego do napędzania statków, zakładał on tylko jego pośrednie wykorzystywanie dla formowania jakiegoś drugorzędnego efektu napędowego lub dla generowania pola antygrawitacyjnego. W ten sposób przykładowo w latach 1970-tych niejaki J. Pierre Petit z Francji wyjaśniał napęd UFO zjawiskiem magneto-hydro-dynamicznym wzbudzanym przez pole magnetyczne tych wehikułów. Natomiast kilka dalszych osób (m.in. słynny George Adamski), postulowało poprzednio, że napęd UFO zawiera jakieś urządzenia, które zamieniają pole magnetyczne na zjawisko antygrawitacji. Stąd, zgodnie z tymi osobami, napęd UFO faktycznie był napędem antygrawitacyjnym, zaś użycie pola magnetycznego sprowadzało się w nim tylko do roli pośredniego dostawcy energii. Dopiero moje teorie i badania ujawniły niezbicie, że napęd czysto magnetyczny będzie działał, zaś jego zbudowanie na Ziemi jest realne i już obecnie technicznie możliwe.
       Magnokraft opisany został wyczerpująco na kilku odrębnych stronach internetowych. Mianowicie jego opisy zawarte są na stronach o Magnokrafcie i o Komorze Oscylacyjnej, a także częściowo na stronach o napędach, Koncepcie Dipolarnej Grawitacji, ludzkości, oraz o wehikułach czasu.


#E4. Wynalazek komory oscylacyjnej - czyli rewolucja w zasadach akumulowania, przechowywania i transportu energii:

       Aby magnokraft mógł się wznieść w przestrzeń kosmiczną i ulecieć do gwiazd, wydatek z jego pędników magnetycznych musiał przekraczać szczególną wartość progową, jaką ja nazwałem "strumieniem startu". Strumień ten stanowi magnetyczny odpowiednik dla tzw. "pierwszej prędkości kosmicznej". Wartość tego magnetycznego "strumienia startu" wyliczyłem i opublikowałem już w artykule [1A4]. Niestety, w chwili obecnej nie istnieje na Ziemi urządzenie do wytwarzania pól magnetycznych, jakiego wydatek byłby w stanie przekroczyć ów strumień startu. Stąd jednym z zarzutów, jaki "przeciwnicy" magnokraftu zaczęli wysuwać przeciwko temu statkowi, było twierdzenie, że nie jest mo żliwe opracowanie urządzenia technicznego, jakiego zasada działania pozwalałaby wytworzyć pole magnetyczne o wartości przekraczającej ów strumień startu. Aby więc udowodnić, że osoby te się mylą, postanowiłem osobiście wynaleźć takie urządzenie. Po wielu latach przemyśliwań i poszkiwań wymaganej zasady jego działania, urządzenie to skrystalizowało się w mojej głowie nad rankiem 3 stycznia 1984 roku. Z uwagi na jego kształt, konstrukcję i zasadę działania nazwałem je "komorą oscylacyjną". Okoliczności i najważniejsze następstwa wynalezienia tej komory opisane są bardziej szczegółowo w podrozdziale C2 monografii [1/4] i w podrozdziale C2 monografii [1/3]. Pierwsze opublikowanie pełnej budowy i działania komory oscylacyjnej miało miejsce w monografii [8A4] o następującym tytule i danych bibliograficznych: Pająk Jan, "The Oscillatory Chamber - a breakthrough in the principles of magnetic field production", pierwsze wydanie nowozelandzkie, Invercargill, New Zealand, 31 stycznia 1985 roku, ISBN 0-9597698-2-X (copyright receipt C 7433, date 31.1.85). Niemniej niewielka wzmianka o tej komorze (jeden krótki rozdział) publikowana już była w monografii [4A4] wspominanej poprzednio. Dla moich badań wynalezienie komory oscylacyjnej posiadało przełomowe znaczenie, bowiem udowadniało ono, że istnieje zasada działania i realizujące tą zasadę urządzenie techniczne, jakie są w stanie wytworzyć wymagany magnetyczny "strumień startu", a stąd wznieść mój magnokraft w przestrzeń kosmiczną. Komora oscylacyjna ilustrowała więc, że idea magnokraftu jest całkiem realna i że statek ten już wkrótce może być urzeczywistniony przez naszą cywilizację - jeśli tylko ktoś podejmie realizację projektu jego budowy.
       Z powyższego możemy podsumować, że "komora oscylacyjna" jest to urządzenie (mojego wynalazku) do produkcji niezwykle silnych pól magnetycznych. Możnaby więc powiedzieć, że jest ona rodzajem ogromnie potężnego "magnesu" (tj. magnesu tak potężnego, że komora ta sama jest w stanie odepchnąć się od pola Ziemi i ulecieć w przestrzeń, poprzez swe odpychające oddziaływanie z ziemskim polem magnetycznym). Jej działanie oparte zostało na całkowicie nowej zasadzie, nieznanej dotychczas na Ziemi, szczegółowo opisanej w rozdziale C monografii [1/4], a także opisanej w monografiach [1/3], [1/2], [3/2], [3] i [2]. Komora ta zwykle posiada kształt przeźroczystej kostki sześciennej, pustej w środku. Wewnątrz ścianek bocznych tej kostki następują oscylacyjne wyładowania elektryczne, które zmuszają snopy iskier do rotowania po obwodzie kwadratu. Kwadratowy obieg tych iskier elektrycznych wytwarza silne pole magnetyczne. Pojedyncza komora oscylacyjna stanowi więc rodzaj niezwykle silnego magnesu, którego pole jest w stanie wznieść tą komorę w przestrzeń kosmiczną (wraz z dołączoną do niej konstrukcją statku kosmicznego), wyłącznie wskutek jej odpychającego oddziaływania z polem magnetycznym Ziemi, Słońca, lub Galaktyki. Aby takie wyniesienie się w przestrzeń było możliwe, wydatek komory musi przekraczać wartość stałej magnetycznej zwanej "strumień startu". Strumień ten zdefiniowany jest jako "najmniejsza wydajność jakiegoś źródła pola magnetycznego odniesiona do jednostki jego masy, która przy jego odpychającym zorientowaniu względem ziemskiego pola magnetycznego spowoduje pokonanie przyciągania grawitacyjnego i wyniesienie tego źródła pola w przestrzeń kosmiczną". Wartość strumienia startu w monografii [1/4] wyznaczono w podrozdziale F5.1. Jest ona także wyznaczona w monografiach [1/3], [1/2] i [1]. Dla obszaru Polski wynosi ona Fs=3.45 [Wb/kg].
       Budowa i działanie komory Oscylacyjnej została też opisana wyczerpująco aż na kilku odrębnych stronach internetowych. Przykładowo, jej opisy zawarte są nie tylko na stronach o samej Komorze Oscylacyjnej, ale także na stronach o Magnokrafcie, napędach, zniszczeniowych użyciach wehikułów UFO, Tapanui, ludzkości, oraz o wehikułach czasu.


Część #F: Moja wiara w Boga:

      


#F1. Pochodzenie mojej wiary w Boga:

       Muszę przyznać, że w zakresie wiary Bóg dał mi ogromnie zbalansowany start życiowy. Mianowicie, z powodu ateistycznych poglądów mojego ojca i religijnych poglądów mojej matki, w rodzinnym domu miałem okazję poznać dokładnie oba główne podjeścia do wiary. Mój ojciec pod względem światopoglądu religijnego był ateistą. Stąd zaraził potem i mnie krytycznym spojrzeniem na instytucję kościoła, oraz świadomością braków, inercji intelektualnej, polityzacji, nieścisłości i niedoskonałości w istniejących religiach i instytucjach religijnych. To dzięki jego ateistycznym poglądom i zwyczajowi alternatywnego widzenia każdego aspektu wiary, zaczynałem swe życie duchowe bez żadnych początkowych nawyków czy wypaczeń, jakie uniemożliwiłyby mi późniejsze zarówno odnotowanie, jak i kwestionowanie braków w dzisiejszych religijnych światopoglądach i sposobach życia.
       Z kolei moja matka była ogromnie religijna. Bez zastrzeżeń akceptowała każde stwierdzenie kościoła. W swoim życiu wykonywała też każde zalecenie religijne, bez względu na to jak wiele by ją to kosztowało. Jej wysoka religijność i bezkompromisowe zasady, wpoiły w nas ogromny respekt dla moralnego życia i dla ludzi o prawym charakterze.
       Po zarażeniu się ateizmem od ojca, oraz po pogłębieniu ateistycznego widzenia świata przez ateistyczną propagandę którą faszerowano mnie przez cały okres edukacji, pozostałem ateistą aż do 39 roku życia, czyli do 1985 roku. W 1985 roku opracowałem jednak swoją opisywaną już wcześniej teorię wszystkiego zwaną Konceptem Dipolarnej Grawitacji. Z kolei ów koncept dowodzi naukowo istnienia Boga poprzez wkazanie miejsca w którym Bóg się przed nami ukrywa (tj. poprzez wskazanie "przeciw-świata"), wskazanie myślącej substancji która jest siedliskiem inteligencji Boga (tj. poprzez wskazanie "przeciw-materii"), oraz poprzez wskazanie natury, cech, oraz pochodzenia Boga. Począwszy więc od 1985 roku, stałem się więcej niż wierzącym. Wszakże zawsze można przestać wierzyć, jednak nigdy nie przestaje się wiedzieć. Zaś właśnie od 1985 roku ja zacząłem WIEDZIEĆ O ISTNIENIU BOGA, a nie jedynie wierzyć w owo istnienie. Podstawowe składowe owej wiedzy o Bogu opiszę w dalszych punktach tej strony jakie nastąpią.
       Moja wiedza na temat Boga jest źródłem nieopisanego ukojenia i spokoju ducha jaki odczuwam nieustannie począwszy od owego 1985 roku. Ponadto jest ona rodzajem zdecydowanego drogowskazu który nieustannie wskazuje mi jak dokładnie mam żyć i na co w życiu mam zwracać największą uwagę. Ja osobiście też wierzę, że to owa wiedza o Bogu jest jednym z podstawowych wymogów którego spełnienie w moim życiu dało mi owo nieustające poczucie szczęścia osobistego, zadowolenia z życia, oraz spełnienia życiowego, o którym piszę poniżej w części #I tej strony.
       Gdybym miał zdefiniować swoje obecne stanowisko na temat Boga, religii, instytucji kościoła, itp., które bazuje na moich dotychczasowych badaniach, wówczas bym stwierdził, że wierzę głęboko iż Bóg domaga się od każdego z nas z osobna aby każdy z nas gromadził rzetelną wiedzę na Jego temat. Znaczy Bóg wymaga od nas powiększania naszej rzetelnej wiedzy świeckiej o Bogu, oraz potem surowo rozlicza nas z tego powiększania wiedzy i z czynienia dobrego użytku z owej wiedzy. Szczególnie istotne dla naukowca jak ja jest taka interpretacja wiedzy o Bogu any była ona zgodna, oraz aby zawierała w sobie, całkowicie naukowy i świecki światopogląd. (Znaczy, NIE wolno nam pozwolić aby jakiekolwiek składowe naszej wiedzy o Bogu były albo przeciwstawne do rzeczywistości albo aby zaprzeczały jakimś dowiedzinym już za poprawne odkryciom naukowym.) Z drugiej jednak strony, Bóg nakłada też na nas i na nasze codzienne życie najróżniejsze potrzeby kulturalne oraz tradycje związane z religią i z naszym życiem duchowym. Aby więc zaspokoić oba te wymagania nałożone na nasze życie duchowe, znaczy aby zaspokoić (a) potrzebę wiedzy o Bogu która jest rzetelna, akceptowalna, oraz zgodna z naukowym światopoglądem, oraz zaspokoić (b) duchowo indukowane potrzeby naszej kultury i tradycji, w dzisiejszych czasach nie wystarcza już tylko wierzyć w jakąś religię. Wszakże wszystkie religie (1) powstały bardzo dawno temu, (2) ich doktryny są już przestarzałe i skostniałe, (3) są podatne na wypaczenia spowodowane niedoskonałościami i ograniczeniami ludzi którzy nimi kierują, (4) wiedza i wyjaśnienia o Bogu jakie one oferują NIE nadążają już za dzisiejszymi poglądami naukowymi i za dzisiejszym wzrostem naszej świadomości, (5) niezależnie od bycia ideologiami i rodzajami "gałęzi wiedzy o Bogu", religie są jednocześnie instytucjami - stąd podobnie jak wszelkie inne instytucje, religie mają też swoje cele polityczne (np. zadominowanie nad innymi religiami) dla osiągnięcia których to celów często kompromisują one prawdę o Bogu. Dlatego moim zdaniem w zakresie wiary w Boga w obecnych czasach konieczne jest przyjęcie podejścia które filozofia totalizmu nazywa wiara plus totalizm. Owa "wiara plus totalizm" polega na tym, że w swoim życiu akceptuje się niezbędność i rolę bezstronnej (a) dyscypliny naukowej która dostarcza nam rzetelnej, akceptowalnej, oraz zgodnej z naukowym światopoglądem wiedzy naukowej o Bogu, oraz aceptuje się niezbędność i rolę tradycyjnej (b) instytucji kościoła i religii, która to instutucja zaspokaja nasze potrzeby kulturalne i tradycje dotyczące Boga. W moim własnym przypadku praktykowanie owej "wiary plus totalizm" polega na tym, że "teoria wszystkiego" zwana Konceptem Dipolarnej Grawitacji wraz z wynikającą z tej teorii filozofią totalizmu, reprezentują ową bezstronną dyscyplinę naukową która zaspokaja moją potrzebę gromadzenia rzetelnej, akceptowalnej, oraz zgodnej z naukowym światopoglądem wiedzy o Bogu i czynienia właściwego użytku z tej wiedzy w codziennym życiu. Z kolei aktywne uczestniczenie w obrządkach religii chrześcijańskiej (katolicyzmu), w którą się urodziłem i z którą jestem związany przez tradycję od czasów dzieciństwa, jest ową tradycyjną instytucją która zaspokaja moje duchowo indukowane potrzeby kulturalne i tradycji.


#F2. Ewolucja Boga i stworzenie człowieka:

       Do podjęcia zagadnień ewolucji zmusiły mnie obecne spory pomiędzy tzw. "kreacjonistami" oraz "ewolucjonistami". Usiłując zabierać głos w tych sporach odkryłem, że żadna ze stron nie zważa na logiczną argumentację. Czyli faktycznie spory te prowadzone są tylko po to aby ukryć prawdę, a nie ją odnaleźć. Postanowiłem więc wybadać jaka to prawda jest tak straszna dla "podmieńców", że aż wymaga tak rozbudowanego ukrywania. Wynikiem zaś było odkrycie ewolucji Boga. Odkrycia tego dokonałem na początku 2007 roku.
       Ewolucja Boga oraz proces stworzenia najpierw świata fizycznego, a później człowieka, opisane są relatywnie wyczerpująco aż na kilku odrębnych stronach internetowych, mianowicie na stronie o ewolucji (szczególnie patrz tam punkt #B6.2), a także na stronach o Bogu (punkt #B3), mechaniźmie czasu, oraz w "części I" odrębnej strony internetowej o Koncepcie Dipolarnej Grawitacji.


#F3. Pole moralne i prawa moralne:

       Już w okresie swej szkoły średniej odnotowałem, że losami ludzkimi rządzą jakieś dziwne regularności. Regularności te nie mają prawa zaistnieć, jeśli naszym życiem - j ak to powszechnie się uważa i twierdzi - rządzi głównie tzw. "przypadkowy zbieg okoliczności". Z regularności tych najbardziej wówczas w oczy rzucały mi się przypadki odwzajemniania negatywnych uczuć. Przykładowo, jeśli - jak to naturalnie czynią kilkunastoletnie osoby, spontanicznie i bez powodu kogoś nie lubiłem, zawsze się potem okazywało, że ten ktoś również spontanicznie i bez powodu mnie nie lubił. Regularności rządzące losami ludzkimi jeszcze wyraźniej się ujawniły podczas studiów na Politechnice Wrocławskiej, często zresztą stanowiąc przedmiot moich dyskusji z innymi studentami. Jedna z obserwacji z tamtego okresu dotyczyła równoczesności zaistnienia u obu zainteresowanych stron tak samo niesprzyjających okoliczności. Przykładowo, jeśli umówiłem się na randkę lub spotkanie, jednak w międzyczasie coś mi niespodziewanie wyskoczyło, tak że nie mogłem na nią się stawić, potem się okazywało, że również po drugiej stronie wystąpiły podobne niespodziewane przeszkody, tak że i ta druga strona nie mogła przybyć na ową randkę czy spotkanie (takie sytuacje stawały się szczególnie odnotowywalne, gdy na przekór niesprzyjających okoliczności stawałem na głowie i pomimo wszystko przybywałem na spotkanie, tylko po to aby stwierdzić, że druga strona nie była w stanie wywiązać się ze swoich obligacji). Ponieważ jednak nie wszyscy studenci dokonywali podobnych obserwacji, na owym etapie doszedłem do wniosku, że być może niektórzy ludzie przez szczególny "zbieg okoliczności" bardziej od innych dotykani są zdarzeniami wykazującymi regularność i logikę (nie wpadło mi wówczas do głowy, że wszyscy dotykani mogą nimi być w takim samym stopniu, jednak nie wszyscy posiadają wymaganą spostrzegawczość i zdolność zaobserwowania, że im się to przytrafia). Zmianę poglądów w tym zakresie spowodował dopiero kolega z pracy, referujmy do niego "Chimek". Podczas jednej z dyskusji biurowych stwierdził on, iż w swoim synie obserwuje postawy i zachowania wobec siebie samego, które są dokładnym odbiciem jego własnych postaw i zachowań w podobnym wieku wobec swojego ojca. To oświadczenie kolegi dokładnie pokrywało się z moimi osobistymi spostrzeżeniami. Stąd okazało się owym przełomowym upewnieniem, że wszystko co ja odnotowywałem przytrafia się także innym ludziom, tyle tylko że większość innych ludzi posiada zbyt niską zdolność obserwacyjną, aby to odnotować. Z kolei owo upewnienie Chimka zainspirowało mnie do dokonywania systematycznych obserwacji w tym zakresie. Obserwacje te wydały owoce, kiedy odkryłem istnienie myślącej przeciw-materii oraz wszechświatowego intelektu (UI) - jak to opisano w podrozdziale A4 monografii [1/4]. Złożenie więc wszystkiego razem spowodowało wyklarowanie się idei praw moralnych. W 1985 roku jednoznacznie sformułowane zostało i opublikowane pierwsze z tych praw, które z uwagi na sposób w jaki działa, nazwane zostało "Prawem Bumerangu'. Od chwili jego wyklarowania się, nieustannie zacząłem też poszukiwać innych praw moralnych, jak również prostych i łatwych do zapamiętania receptur na życie zgodne z ich stwierdzeniami. Jeszcze w 1985 roku poszukiwania te zaowocowały zaproponowaniem nowej filozofii zwanej "totalizm", zaś w 1996 roku - sformułowaniem mechaniki totaliztycznej opisanej w rozdziale JE monografii [1/4].
       Pole moralne i prawa moralne opisane są dosyć wyczerpująco na kilku odrębnych stronach internetowych, mianowicie na stronie o moralności, a także na stronach o totalizmie, nirwanie i o Koncepcie Dipolarnej Grawitacji.


#F4. Formalny dowód naukowy na istnienie Boga:

Motto: "Skoro Bóg faktycznie istnieje trzeba być naiwnym lub głupcem aby zignorować ostrzeżenie iż 'Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy' i wierzyć że tak modne w dzisiejszych czasach plucie na Boga oraz odwracanie się tyłem do Boga naprawdę ujdzie komuś bezkarnie."

       Jednym z konklusywnych osiągnięć mojego życia jest opracowanie i opublikowanie formalnego dowodu naukowego na fakt że Bóg rzeczywiście istnieje. Jak dotychczas nikt też ani nie obalił ani nawet nie podważył owego dowodu. Stąd formalnie dowód ten pozostaje w mocy.
       Mawiają, że zadawnie właściwych pytań jest kluczem do wiedzy. Zamiast więc wyjaśniać tu czytelnikowi znaczenie i implikacje tego dowodu na istnienie Boga, pozwolę sobie zadać kilka pytań, na które proponuję czytelnikowi odpowiedzieć samemu zgodnie ze wskazaniami jego własnego sumienia. Oto owe pytania. Czy dowód na isnienie Boga jest ważny dla ludzi? Czy waga opracowania takiego dowodu powinna być podkreślona wyznaczeniem jakiejś międzynarodowej nagrody będącej moralnie nieskażonym odpowiednikiem niemoralnej nagrody Nobla? Czy fakt że ani żadna religia na Ziemi, ani nauka ziemska, nie starają się wyznaczyć takiej nagrody, nie oznacza przypadkiem że ci co kontrolują owe religie i naukę faktycznie to nie chcą aby istnienie Boga zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość? Jeśli na Ziemi istnieją moce zainteresowane w uniemożliwieniu ludziom poznania faktu istnienia Boga, to czy logicznie jest możliwym że istnienie takich mocy jest jednym z dowodów na fakt że nasza planeta jest jednak skrycie okupowana przez moralnie upadłych krewniaków ludzkości kiedyś zwanych "diabłami", "smokami", "serpentami", itd., zaś dzisiaj zwanych "UFOnautami"? Jeśli nasza planeta jest jednak skrycie okupowana przez szatańskie istoty o wyglądzie identycznym do ludzi, to jak owa okupacja skończy się dla ludzkości?
       Pełna prezentacja formalnego dowodu naukowego na istnienie Boga przeprowadzonego z użyciem metod logiki matematycznej zawarta jest w podrozdziale I3.3.4 z tomu 5 monografii [1/5], zaś przeprowadzonego z użyciem metod fizyki - w podrozdziałach I3.3.1 do I3.3.3 z tomu 5 monografii [1/4], a także w podrozdziale K3.3 z tomu 6 monografii [8]. Ponadto dowód ten jest powtórzony w punkcie #B3 na stronie internetowej o Bogu, wyjaśniony na innych przykładach na stronach internetowych o Koncepcie Dipolarnej Grawitacji (patrz tam punkt #D3), nirwanie (punkt #C1.1) i ewolucji (punkt #B6.2), zaś skrótowo opisany na stronach internetowych o totaliźmie oraz o telekinezie.


Część #G: Moje hobbystyczne badania zjawiska UFO:

      


#G1. Formalny dowód naukowy na istnienie wehikułów UFO, oraz odkrycie faktu sekretnej okupacji Ziemi przez moralnie upadłych UFOnautów trwające już od zarania dziejów:

Motto: "Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie." (Biblia, Księga Izajasza, 49:2)

       Po tym jak pierwsze opisy magnokraftu zostały opublikowane, oraz po tym jak udokumentowały one naukowo, że zbudowanie magnokraftu będzie naturalną konsekwencją ewolucji ziemskiej techniki, wehikuł ten zaczął być bardzo sławny w Polsce. Pojawiły się liczne artykuły komentujące w różnych gazetach i czasopismach. Także szereg programów telewizyjnych zostało przygotowanych, jakie pokazywały obrazy, opisy, oraz dyskusje o tym wehikule kosmicznym. Jedna idea, jaka powtarzalnie zaczęła się wyłaniać ze wszystkich tych dyskusji, to że magnokraft jest bardzo podobny w wyglądzie i własnościach do tajemniczych wehikułów, jakie ludzie znają pod nazwą UFO. Aczkolwiek sugestie, że UFO są podobne do mojego magnokraftu, pochodziły nie odemnie samego, a od czytelników moich publikacji, ciągle zacząłem je badać. W ich wyniku rozpracowałem i potem opublikowałem, formalny dowód naukowy jaki stwierdzał że "UFO to już zbudowany przez kogoś magnokraft". Dowód ten po raz pierwszy opublikowany został w artykule [3A4] "Konstrukcja prosto z nieba" z czasopisma Przegląd Techniczny Innowacje, nr 13/1981, strony 21-23. Najnowsza prezentacja tego dowodu zawarta jest w podrozdziale P2 monografii [1/4], oraz w rozdziale O monografii [1/3]. Ów formalny dowód oparty został na bardzo starej i niezawodnej metodologii naukowej nazywanej "metoda dopasowywania atrybutów", jaka często jest używana do identyfikowania nieznanych obiektów, w śledztwie kryminalnym, oraz w rozpoznaniu wojskowym. W jej zastosowaniu dla udowodnienia że UFO to magnokrafty, metoda ta wyróżnia 12 klas atrybutów, jakie są unikalne dla magnokraftu (przykładowo jego wygląd zewnętrzny, obecność pędnika głównego i pędników bocznych, używanie sił magnetycznych dla celów napędowych, formowanie latających połączeń, latanie w trzech trybach działania, itp.). Następnie udowadnia on na przykładach obiektywnych dowodów fotograficznych, że wszystkie te 12 klas atrybutów są także obecne i udokumentowane u UFO.
       Formalne udowodnienie że "UFO to magnokrafty - tyle że już zbudowane przez jakieś technicznie bardziej od nas zaawansowane cywilizacje kosmiczne" z kolei doprowadziło do sformułowania tzw. "postulatu zamienności UFO i magnokraftów" - po szczegóły patrz podrozdział P2.15 w monografii [1/4], lub podrozdział O2.15 w monografii [1/3]. Generalnie rzecz biorąc postulat ten podaje, że wszystkie stwierdzenia Teorii Magnokraftu odnoszą się też do UFO, natomiast wszystkie fakty zaobserwowane na UFO muszą odnosić się również i do Teorii Magnokraftu. Praktyczne wykorzystanie tego postulatu pozwala na szybsze rozwikłanie tajemnic UFO poprzez zastosowanie do nich wszelkich ustaleń dotyczących magnokraftu, a także na szybszy postęp w budowie magnokraftu, poprzez wykorzystywanie do niego gotowych rozwiązań technicznych jakie zaobserwowane zostały na UFO.
       Formalny dowód naukowy na istnienie UFO został potem zatwierdzony jako oficjalne stanowisko UFOlogów polskich za pośrednictwem specjalnej uchwały podjętej przez uczestników internetowej listy dyskusyjnej totalizmu. Z treścią owej uchwały można się zapoznać na całym szeregu stron totalizmu, np. na stronach o UFOnautach, wehikułach czasu, Antychryście, itp.
       Prawo moralne w podrozdziale I4.1.1 monografii [1/4] opisane tam pod nazwą "prawa obusieczności" powoduje, że każdy niefortunny zwrot wydarzeń przynosi sobą także i pożądane wyniki (ta konsekwencja dyskutowanego prawa moralnego wyrażana jest w popularnym powiedzeniu, że "nie ma takiego złego co by na dobre nie wyszło"). Stąd fakt że kiedyś zostalem surowo ukarany przez usunięcie mnie z uczelni za wykonanie badań miejsca eksplozji UFO koło Tapanui w Nowej Zelandii - które to badania były przecież moim obowiązkiem jako naukowca i które były ogromnie potrzebne bowiem Nowa Zelandia przelewała się najróżniejszymi zagadkami, podczas gdy lokalni ortodoksyjni naukowcy odmawiali ich przebadania, przyniósł także i pozytywne wyniki. Zmusił on mnie bowiem do zadania sobie pytania "dlaczego wszelkie badania dotyczące UFO muszą być prowadzone w konspiracji". Badania te przecież nikogo nie krzywdzą, a ponadto biorąc pod uwagę kontrowersję jaka je otacza, są one ogromnie potrzebne naszej cywilizacji. Z czasów kiedy byłem aktywistą oryginalnej Solidarności, ciągle pamiętam podstawową zasadę, że kiedykolwiek zachodzi konieczność uciekania się do konspiracji, zawsze istnieć musi jakiś rodzaj okupanta który prześladuje owych ludzi zmuszonych do uciekania się do konspiracji. Stąd następnym moim pytaniem było: "kto jest owym niewidzialnym okupantem, jaki prześladuje wszystkich badaczy którzy dokonują rzeczowych badań UFO". Jak to doskonale już wiadomo, sukces badań naukowych głównie polega na zadawaniu właściwych pytań i potem znajdowaniu dla nich poprawnych odpowiedzi. W tym przypadku zapytanie "kto jest owym niewidzialnym okupantem" okazało się tym właściwym zapytaniem, które dostarczyło mi lawinowej odpowiedzi. Tak się stało, ponieważ poprawna odpowiedź na to pytanie brzmi owym niewidzialnym okupantem jaki prześladuje badania UFO, są sami UFOnauci, którzy wcale nie chcą aby ludzie dowiedzieli się o ich niszczycielskich działaniach na Ziemi i dlatego którzy za pośrednictwem swoich agentów - przez folklor ludowy zwanych podmieńcami, niszczą każdego kto bada ich zbyt dociekliwie. Tak samo jak owa odpowiedź szokuje, doskonale ona pasuje do wszelkich znaków zapytania dotyczących UFO. Wyjaśnia ona bowiem dlaczego istnieje tak wiele przeciwieństw i kontrowersji w naszym odbiorze zjawiska UFO, dlaczego ludzie reagują histerycznie na każdą wzmiankę słowa UFO, dlaczego istnieje cała ta oficjalna wrogość w odniesieniu do badań UFO, dlaczego każdy kto rzeczowo bada UFO zawsze dotknięty zostaje najróżniejszymi problemami i karami, dlaczego poprawne i racjonalne teorie i wyjaśnienia dotyczące UFO są zawsze krytykowane, podczas gdy najróżniejsze zwariowane teorie są rozmnażane w nieskończoność i upowszechniane bez najmniejszego oporu ani krytycyzmu, dlaczego wszelki materiał dowodowy jaki mógł będzie ujawnić okupację Ziemi przez UFO zawsze znika zanim ktokolwiek ma czas aby go dokładnie przebadać, itp.
       Fakt skrytej okupacji Ziemi przez szatańskich UFOnautów wyglądających identycznie jak ludzie najbardziej perspektywicznie wyjaśniony jest na stronie internetowej o pochodzeniu zła. Z kolei poszczególne następstwa tej skrytej i wysoce niszczycielskiej okupacji manifestujące się systematycznym wyniszczaniem naszej cywilizacji opisane jest na całym szeregu stron, przykładowo na stronach o UFOnautach, zniszczeniowych użyciach wehikułów UFO, dowodach działalności UFO na Ziemi, UFOnautach-podmieńcach, 26tym dniu, ludobójcach, WTC, obsuwiskach ziemi i błota, huraganach, tornadach, huraganie Katrina, Tapanui, Katowicach, itp.


Część #H: Moja filozofia życiowa zwana totalizmem moralnym:

      


#H1. Co to takiego filozofie totalizmu oraz pasożytnictwa:

       Naukowy Koncept Dipolarej Grawitacji ujawnił najróżniejsze fakty,jakie poprzednio pozostawały nieodnotowalne dla instytucjonalnej nauki. M.in. obejmowały one formalny dowód naukowy potwierdzający istnienie wszechświatowego intelektu (Boga), który zaprojektował prawa, jakie rządzą naszym wszechświatem, uświadomienie istnienia praw moralnych, opisywanych w podrozdziale I4.1.1 monografii [1/4], oraz faktu że owe prawa moralne egzekwowane są na każdej osobie z iście żelazną konsekwencją - tj. bez żadnego wybaczania czy litości jakie dla przyczyn politycznych zwodniczo oferowane były przez dotychczasowe religie. Tak więc z chwilą gdy naukowy Koncept Dipolarnej Grawitacji ujawnił, że losami intelektów muszą rządzić prawa moralne, narodziła się też potrzeba opracowania nowej filozofii, jaka wyjaśniłaby ludziom jak stosować w życiu te ciężko-uderzające każdego prawa moralne. W ten sposób narodziła się filozofia totalizmu. (Najnowsze sformułowanie totalizmu zaprezentowane jest w rozdziale JA monografii [1/4], podczas gdy poprzednie pełne wydanie totalizmu zawarte jest w rozdziale A monografii [8].) Pierwsze sformułowanie totalizmu, oraz wybranie dla niego nazwy, miało miejsce już w 1985 roku. Formalny teorem fundujący totalizmu, oraz jego pierwsze rekomendacje, opublikowane jednak zostały dopiero w 1986 roku. Natomiast we wszystkich moich głównych monografiach filozofia ta prezentowana była już systematycznie począwszy od 1987 roku. Początkowo najważniejszą częścią totalizmu była kolekcja posłań, jakie zaobserwowałem empirycznie i jakie zaprezentowałem jako pozytywne przeciwieństwa doktryn filozofii podążania po linii najmniejszego oporu intelektualnego (tj. doktryn "prymitywnego pasożytnictwa"). Jego najważniejsze opisy były więc nieco podobne do treści podrozdziału JB6 w monografii [1/4] i podrozdziału I1 w monografii [8]. W wydaniu monografii [1a] z 1990 roku, totalizm obejmował sobą już 5 takich doktryn i odpowiadających im posłań totaliztycznych. W owym początkowym okresie filozofia ta zapewne nie trafiła do przekonania zbyt wielu czytelników. Niemniej uczuliła ona mnie samego na wszelkie manifestacje totaliztycznego postępowania oraz na oznaki postępowania pasożytniczego - czyli zgodnego z linią najmniejszego oporu intelektualnego. To z kolei uczuliło moje zdolności obserwacyjne i otwarło je na ustalenie większej liczby szczegółów.
       Istnienie i działanie praw moralnych posiada tą konsekwencję, że poszczególni ludzie mają w życiu tylko dwa wyjścia. Mianowicie mogą albo wypełniać te prawa, albo też je chronicznie łamać. Ci co w swoich działaniach starają się wypełniać prawa moralne, np. poprzez wysłuchiwanie głosu własnego sumienia, faktycznie żyją w zgodzie z zasadami filozofii totalizmu - nawet jeśli tego faktu nie są świadomi. Filozofia totalizmu posiada bowiem tylko jedną zasadę, która stwierdza we wszystkim co czynisz zawsze pedantycznie wypełniaj prawa moralne. Zasadę tą daje się też wyrazić innymi słowami, mianowicie cokolwiek czynisz, czyń to zawsze w sposób pedantycznie moralny. Ci zaś ludzie którzy zagłuszają w sobie głos sumienia, a stąd chronicznie łamią prawa moralne i dokonują wszystko na niemoralny sposób, żyją według zasad filozofii będącej dokładną odwrotnością totalizmu. Ta odwrotność totalizmu nazywana jest filozofią pasożytnictwa. Zamienia ona bowiem swoich wyznawców w rodzaj inteligentnych pasożytów. Naczelną zasadą pasożytów jest każde prawo wypełniaj tylko jeśli zostałeś do tego jakoś przymuszony. Najbardziej zaawansowaną formę owego pasożytnictwa wyznają sekretni okupanci Ziemi, czyli UFOnauci.
       W moim własnym przypadku totalizm całkowicie odmienił moje życie. Jest on dla mnie bowiem rodzajem wehikułu, czy "białego konia", który unosi mnie w kierunku szczęśliwego i spełnionego życia. To właśnie dzięki totalizmowi, w obecnych czasach które faktycznie należą do najtrudniejszych w moim życiu, w rzeczywistości doświadczam okresu kiedy mam równocześnie nieproporcjonalnie wysokie poczucie szczęśliwego i spełnionego życia - tak jak to opisałem poniżej w części #I tej strony.
       Filozofie totalizmu i pasożytnictwa wyjaśnione są relatywnie dobrze na dwóch odrębnych stronach internetowych o nazwach totalizm oraz pasożytnictwo.


#H2. Totalizm stwarza alternatywną ideologię która obiecuje życie znacznie szczęśliwsze niż ideologie już urzeczywistnione na Ziemi:

       Totalizm opracowany został jako filozofia codziennego życia indywidualnych ludzi. Skupiał on się bowiem na wypracowaniu takiej receptury na codzienne życie, która umożliwiłaby osobom go praktykującym efektywne osiąganie owych wysoce poszukiwanych wartości życiowych, takich jak szczęście osobiste, zadowoldenie z życia, spokój sumienia, poczucie samo-spełnienia, itd., itp. Jak też się okazało, receptury totalizmu na osiąganie owych poszukiwanych wartości życiowych faktycznie działają w praktyce. Receptury te okazały się przy tym na tyle proste i na tyle efektywne, że ich działanie daje się łatwo rozszerzyć z indywidualnych ludzi na całe społeczeństwa. Z kolei, kiedy receptury te staną się celem działania całych społeczeństw, wówczas zaczynają one być nową ideologią która stwarza ludziom szczęśliwszą alternatywę do ideologii już urzeczywistnionych na Ziemi.
       Jak każdy zdaje sobie z tego sprawę, w chwili obecnej na Ziemi w mocy są dwie podstawowe ideologie, mianowicie kapitalizm i komunizm. Okazuje się jednak że żadna z nich nie daje szczęścia żyjącym pod nią ludziom. Kapitalizm ugania się za zyskiem i bogactwem, gubiąc po drodze dobro człowieka. Nawet też owi najbogatsi rzadko są w nim szczęśliwi. Z kolei komunizm zawziął się aby zaspokajać materialne potrzeby swoich poddanych, tratując w tym celu wszystko co stanęło mu na drodze - włączając w to prawa natury. Żyjący pod nim ludzie są więc nękani właśnie naturą i jej prawami - też tracąc w ten sposób szansę na szczęśliwe życie. Tymczasem bycie szczęśliwym w swoim życiu jest faktycznie pierwszoplanowym celem każdego człowieka. Totalizm zaś precyzyjnie wskazuje jak to szczęście uzyskać. Z tego powodu, na odrębnej stronie partia_totalizmu.htm - o politycznej partii totalizmu wyjaśnione zostało dokładniej jak totalizm zamierza uczynić ludzi szczęśliwymi - jeśli tylko otrzyma ku temu szansę, jakie dalsze cele owa alternatywne ideologia totalizmu też stawia sobie do osiągnięcia, oraz jak praktycznie powinniśmy się zabrać za osiąganie owych celów.


Część #I: Źródła mojego szczęścia osobistego, zadowolenia z życia, oraz poczucia spełnienia:

      


#I1. Z czego wynika moje szczęście osobiste, zadowolenie z życia, oraz poczucie spełnienia:

       Jeśli przeanalizować moje życie osobiste, wówczas zgodnie z powszechnie przyjętymi standardami powinienem należeć do grupy owych najmniej szczęśliwych ludzi (czy tych wręcz nieszczęśliwych). Wszakże w stereotypowym zrozumieniu powodzenia życiowego moje życie można kwalifikować jako "przegrane". Bez przerwy przecież tracę pracę i żyję głównie z oszczędności. Moja przyszłość nieustannie stoi pod znakiem zapytania. Z zakresu dóbr materialnych praktycznie w życiu nie dorobiłem się niczego. (Mam wprawdzie samochód Ford Laser z 1987 roku, który służy mi wiernie już od ponad 20 lat, jednak nie posiadam na własność ani mieszkania, ani domu, ani żadnej nieruchomości, ani nawet godziwych mebli czy narzędzi do budowy swoich wynalazków.) Moja "teoria wszystkiego" zwana Konceptem Dipolarnej Grawitacji, wraz z filozofią totalizmu, obie które uważam za najważniejsze osiągnięcia intelektualne mojego życia, nie tylko że są ignorowane lub odrzucane przez innych naukowców, ale wręcz wielu ludzi je wyszydza. W okresie całego mojego życia ani razu nie dano mi też szansy na urzeczywistnienie choćby najmniej istotnego z dużej liczby moich wynalazków technicznych. Stąd przykładowo tak ogromnie istotne moim zdaniem dla dobra całej ludzkości wynalazki, jak ogniwa telekinetyczne, magnokrafty, napędy osobiste, komory oscylacyjne, telepatyczne teleskopy i rzutniki, czy wehikuły czasu, nadal pozostają jedynie niesprawdzonymi ideami technicznymi - i to na przekór że wynalazłem je wystarczająco wcześnie aby w korzystnych warunkach móc praktycznie zrealizować je wszystkie. Choćby tylko z powyższych powodów, oraz pomijając owe tysiące innych przygnębiających incydentów i problemów które z powodu czyjejś celowo rozpętanej złej woli trapią mnie praktycznie bez przerwy, niemal każda inna osoba na moim miejscu prawdopodobnie byłaby wysoce nieszczęśliwą. Jednak w moim przypadku jest zupełnie inaczej.
       Gdyby ktoś mnie zapytał do jakiej kategorii ludzi ja sam siebie zaliczam, zawsze odpowiedziałbym że do tych szczęśliwych, zadowolonych z życia i samospełnionych. Na przekór bowiem że w życiu wcale mi się nie przelewa, oraz że nieustanne kłopoty i troski wydreptały już wyraźną ścieżkę do moich drzwi, coś nieustannie utrzymuje mnie w stanie cichego szczęścia, zadowolenia z tego co posiadam, satysfakcji z tego co już osiągnąłem, samospełnienia, pozytywnego spojrzenia w przyszłość, spokoju sumienia, oraz przy innych poszukiwanych wartościach życiowych.
       Filozofia totalizmu bardzo klarownie i jednoznacznie stwierdza, że szczęśliwym czyni nas wszystko co zwiększa w nas ilość energii moralnej, zaś nieszczęśliwymi czyni nas wszystko co upuszcza z nas ową energię moralną. (Co to takiego owa "inteligentna energia moralna", jak celowo zwiększać w sobie ilość tej energii, oraz co najsilniej ją w nas rozprasza, wyjaśnia to punkt #E1 ze strony dipolar_gravity_pl.htm - o Koncepcie Dipolarnej Grawitacji, punkt #D2 ze strony nirvana_pl.htm - o totaliztycznej nirwanie, punkt #D6 ze strony totalizm_pl.htm - o filozofii totalizmu, oraz punkt #C4 strony parasitism_pl.htm - o filozofii pasożytnictwa - zaś podsumowuje to też częściowo punkt #I2 poniżej.) Ja zaś praktykuję totalizm w swoim życiu w sposób świadomy. Dlatego również w zamierzony i świadomy sposób zarówno powiększam w sobie ilość energii moralnej, jak i podtrzymuję uzależnione od tej energii poczucie własnej szczęśliwości.
       Ja sam często analizuję i dociekam które składowe mojego światopoglądu są najważniejsze w owym generowaniu u mnie poczucia szczęścia i zadowolenie z życia, w sytuacji kiedy wielu innych ludzi postawionych w znacznie korzystniejszej niż moja sytuacji życiowej najwyraźniej czuje się nieszczęśliwymi. Według tych dociekań, moje szczęście osobiste, poczucie samospełnienia, oraz zadowolenie z życia najsilniej wynika z następujących czynników: (1) mojej wiedzy o Bogu oraz wynikających z tej wiedzy spokoju sumienia oraz klarownej znajomości kierunku w którym leży moralnie właściwe postępowanie - znaczy postępowanie które będąc zgodne z działaniem praw moralnych nieustannie generuje u mnie energię moralną, (2) pewności istnienia szatańskich istot na Ziemi, które to istoty nieustannie szkodzą ludziom, oraz wynikające z tej pewności unikanie niepotrzebnego rozpraszania energii moralnej (np. dzięki brakowi żalu do innych ludzi za doznane zło, czy łatwiejszemu pogodzeniu się z krzywdą i nieszczęściami które dotykają zarówno mnie jak i moich bliskich), (3) praktycznego urzeczywistniania w moim życiu wskazań moralnej filozofii totalizmu, szczególnie zaś głównego zalecenia tej filozofii nakazującego aby nieustannie zwiększać swoją energię moralną poprzez dokonywanie wszystkiego w pedantycznie moralny sposób.


#I2. Moje poczucie szczęścia wcale NIE jest ślepe - stąd widzę zło panoszące się wokoło, staram się ustalać jego pochodzenie, oraz w miarę swych możliwości walczę o wyeliminowanie tego zła:

       W poprzednim punkcie wyjaśniłem, że w moim własnym (subiektywnym) odbiorze poziomu szczęścia osobistego, zadowolenia z życia, poczucia samo-spełnienia, oraz innych poszukiwanych wartości życiowych, ja swoje życie oceniam obecnie jako "szczęśliwe". W niniejszym punkcie postaram się więc wyjaśnić dokładniej co przez to rozumiem.
       Życie, które podobnie jak moje własne, przez daną osobę może być określane zwrotem "szczęśliwe", musi cechować się na tyle wysokim poziomem poszukiwanych wartości życiowych, aby osoba ta subiektywnie oceniała te wartości jako bliskie najwyższego poziomu jaki tylko jest możliwy do osiągnięcia. Filozofia totalizmu opracowała wskaźnik ilościowy który precyzyjnie wyraża jaki jest u kogoś poziom osiągnięcia poszukiwanych wartości życiowych. Ów wskaźnik totalizmu nazywany jest "względnym poziomem napełnienia energią moralną" (mi). Jego wartość kształtuje się u ludzi w zakresie od "mi = 0" do "mi = 1". Opisany jest on dokładniej w punkcie #D6 strony totalizm_pl.htm - o filozofii totalizmu, oraz w punkcie #C4 strony parasitism_pl.htm - o filozofii pasożytnictwa. Narazie jednak dzisiejsza nauka nie uznaje tego wskaźnika totalizmu. Dlatego w swoich badaniach nauka ta ciągle używa własnego wskaźnika. Ten naukowy "miernik szczęśliwości" sprowadza się do zadawania ludziom prostego pytania "jak w skali od 1 do 10, lub od 0% do 100%, oceniałbyś poziom własnej szczęśliwości lub zadowolenia z życia?" Przy takim naukowym mierniku "zadowolenia ze swojego własnego życia", ludzie opisujący własne życie jako "szczęśliwe" zwykle definiują wartość tego miernika na poziomie nie mniejszym niż jakieś 70% (lub nie mniejszym niż 7 w skali 0 do 10). To więc oznacza, że ów naukowy miernik szczęśliwości jest proporcjonalny do wartości totaliztycznego "mi", osiągając 100% (lub 10 w skali od 0 do 10) u ludzi u których totaliztyczne "mi = 0.5". W moim własnym przypadku, obecnie (tj. w marcu 2008) oceniałbym u siebie wartość takiego naukowego miernika na poziomie około 80%.
       Ponieważ wiedzenie "szczęśliwego" życia jest celem praktycznie każdego człowieka na Ziemi, na temat poziomu szczęścia poszczególnych ludzi prowadzone są liczne badania naukowe. Wyniki jednej grupy takich badań podsumowane były w artykule "Happiness best in moderation" (tj. "Szczęście najlepsze w umiarkowaniu") opublikowanym na stronie A13 nowozelandzkiej gazety The Dominion Post, wydanie z poniedziałku (Monday), March 17, 2008. W opisywanych tam badanich wyraźnie rozgraniczane są od siebie dwie kategorie szczęśliwych ludzi. Jedna z owych kategorii, nazywana tam ludźmi "umiarkowanie szczęśliwymi" (po angielsku "moderately happy"), szacuje wartość w/w naukowego miernika swojego poziomu szczęśliwości właśnie na poziomie około 80% (czyli podobnie jak ja). Druga zaś grupa szacuje ten miernik na poziomie 100%. Opisywane tam badania ujawniły, że owi "umiarkowanie szczęśliwi" ludzie czerpią rozliczne korzyści ze swego szczęścia. Przykładowo, są zdrowsi, żyją wyraźnie dłużej, dotyka też ich mniej problemów życiowych. Natomiast ludzie "nadmiernie szczęśliwi", którzy w dzisiejszych czasach poziom swego szczęścia opisują jako 100% lub bliski 100%, w/g tych badań nie uzyskują niemal żadnych korzyści ze swego szczęścia. Znaczy, prześladują ich kłopoty ze zdrowiem tak samo jak wszystkich innych ludzi - w tym nawet tych nieszczęśliwych, ich życie wcale nie jest dłuższe, mają też wiele problemów życiowych.
       Ja posądzam, że w swoich badanich nad szczęściem i nad sposobami osiągania szczęścia poprzez praktykowanie filozofii totalizmu, zdołałem ustalić dlaczego owi nie znający totalizmu ludzie o poziomie szczęśliwości bliskim 100% nie uzyskują niemal żadnych korzyści ze swego szczęścia. Moim zdaniem przyczyna leży w realiźmie i w otwarciu na dostrzeganie zła. Ludzie którzy bez praktykowania totalizmu i bez zamierzonego powiększania zasobów swojej energii moralnej (mi) ciągle są w stanie stwierdzić o sobie że są 100% szczęśliwi, muszą się jakoś zamknąć przed dostrzeganiem zła jakie nas dzisiaj otacza. Wszakże jeśli realistycznie widzi się ilość zła które dzisiaj panoszy się na Ziemi, po prostu nie daje się być szczęśliwym w 100%. Z kolei jeśli ktoś potrafi zamknąć się na widzenie zła, faktycznie zamyka się też przed realizmem i przed widzeniem świata takim jaki ów świat faktycznie jest. Nie trudno zaś wydedukować, że Bóg czy natura, które uformowały ludzi takimi jakimi jesteśmy, nie może wykazywać skłonności do tolerowania u kogoś braku realizmu i zamykania się przed dostrzeganiem życia takim jakim ono naprawdę jest. Wszakże takie tolerowanie prowadziłoby do wypaczania charakteru ludzi. Ów Bóg czy natura nie może więc też w żaden sposób wynagradzać tego braku realizmu i zamykania się przed rzeczywistością.
       Ja swoją pozycję na skali szczęśliwości określiłbym jako "umiarkowanie szczęśliwy" (tj. szczęśliwy w około 80%, lub mający obecnie "mi = 0.4"). Muszę też tutaj podkreślić, że na przekór iż poczuwam się bardziej szczęśliwym niż większość przeciętnych ludzi których znam, ciągle dostrzegam zło jakie nas otacza. (Jak doskonale pamiętam, zło to dostrzegałem nawet w czasach kiedy przeżywałem totaliztyczną nirwanę, czyli kiedy moje "mi" wynosiło około "mi = 0.7".) Moje poczucie szczęścia osobistego wcale więc nie czyni mnie ślepym na krzywdę. Nie tylko też że dostrzegam zło panoszące się na Ziemi, ale w miarę swoich możliwości i sił staram się identyfikować jego źródła i przyczyny, oraz wkładać wszystkie dostępne mi środki w ich zwalczanie. Jako zaś broni w swoim zwalczaniu zła używam "słowa" ("miecza w ustach"). Znaczy piszę, demaskuję, wyjaśniam, przekonywuję, itp. - między innymi również i za pośrednictwem niniejszej strony. Ciekawe, że owa walka ze złem też jest źródłem określonego poczucia samo-spełnienia, celowości życia, dawania własnego wkładu dla dobra ludzkości, itp. - jako zaś taka też powiększa ona we mnie poczucie prowadzenia szczęśliwego i spełnionego życia.


Część #J: Podsumowanie, oraz informacje końcowe tej strony:

      


#J1. Podsumowanie tej strony:

       "Moralność i prawda często muszą przebijać się po cierniowej drodze." Z kolei życie tych co poświęcili się służbie moralności, prawdy i przybliżania szczęścia dla innych ludzi, wcale nie jest usłane różami. Na przekór jednak ich trudnego życia, wiedzenie moralnego życia, promowanie prawdy, oraz poświęcenie się służbie dla dobra innych ludzi, jest nieodzownym warunkiem osiągnięcia szczęścia osobistego, zadowolenia z życia i poczucia spełnienia.


#J2. Dane kontaktowe autora tej strony:

       Oto moje aktualne adresy emailowe, tj. adresy dra inż. Jana Pająka (a przez okres od 1 marca 2007 do 31 grudnia 2007 roku - Prof. dra inż. Jana Pająka):
       W istotnych sprawach można się ze mną również skontaktować przez mój adres pocztowy. Adres ten w 2007 roku był jak następuje: Dr inż. Jan Pająk, P.O. Box 33250, Petone 5046, New Zealand.
       W końcu, w szczególnie pilnych sprawach można do mnie też zadzwonić. Mój telefon domowy w Nowej Zelandii ma numer (+) 64-4 56-94-820, gdzie (+) to wyjście na centralę międzynarodową (w niektórych krajach może być inne niż "00"), 64 to numer Nowej Zelandii, 4 to numer Wellington (w obrębie Nowej Zelandii trzeba go wykręcać jako 04), zaś 56-94-820 to numer telefonu naszego mieszkania w Wellington. (Warto jednak odnotować, że czas w Nowej Zelandii jest około 12 godzin wcześniejszy niż czas w Polsce, oraz że moja żona nie zna języka polskiego.)
* * *
If you prefer to read in English click on the flag below
(Jeśli preferujesz czytanie w języku angielskim
kliknij na poniższą flagę)


English flag
Data zapoczątkowania budowy tej strony internetowej: 25 maja 2004 roku.
Data najnowszego jej aktualizowania: 25 marca 2008 roku.
(Sprawdź pod adresami z "Menu 3" czy już istnieje nawet nowsza aktualizacja!)